sobota, 1 czerwca 2013

EPILOG

Jutro nie przynosi nic. Pojutrze też nie. Ale pewnego wyjątkowo głupiego poranka 2013 roku, kiedy otwierasz skrzynkę, twoim oczom ukazuje się biała koperta, zaadresowana zamaszystymi literkami.
- Bjoern – uśmiechasz się.
[...] Przywołuję Cię jedynie myślami, Edith Evensen. Widujemy się bardzo rzadko, a jeśli już to jedynie się mijamy. Czasami widzę, jak w twoich oczach zapala się tamten blask. Z dni, kiedy nic nie było jasne. To srebro w twoim spojrzeniu gaśnie jednak tak samo szybko jak się pojawia. Już nie jesteś tą samą Edith, którą namówiłem na karierę w wielkim świecie. Kiedyś tak pragnąca sławy i rozgłosu, teraz trzymasz się na uboczu, od czasu do czasu pojawiając się gdzieś z Johanem, gdy Marita nie ma ochoty. Usunęłaś się prawie zupełnie ze świata, w którym żyłaś i chciałaś żyć. Nie masz męża, faceta ani przyjaciela. Nie jesteś matką pięknej córeczki, nad którą piałaby cała twoja rodzina, ani matką utalentowanego chłopca, który zostałby skoczkiem tak jak jego wujek. W dodatku wyprowadziłaś się z rodzinnego domu aż do Bergen i nikt nie wie jaka cholera cię tam zaniosła. W każdym razie wyglądasz na bardziej zadowoloną niż w momencie spełniania swoich marzeń o podium w Pucharze Świata. Co ciekawe, utrzymałaś też kontakt z Terese i... jesteś szczęśliwa. Tak mówi Johan, to widzę na zdjęciach ustawionych rzędem na komodzie w salonie twoich rodziców. Są z Ciebie dumni, mówią mi to, gdy wpadam na kawę. Pytają czy nie chciałbym do Ciebie wrócić, ale wiem, że ty nie chciałabyś tego na pewno. Żałuję, że tak mało razem osiągnęliśmy, że pojawiały się chwile, których lepiej by było nie pamiętać.
Co zostało z dawnej Edith? Zadowoliłaś się marną pracą w biurowcu w centrum Bergen. Teraz pracujesz na sukces innych. Nigdy więcej nie spotkałaś się z Vegardem – to ostatnie co mi powiedziałaś, gdy widzieliśmy się całkiem niedawno. Po co to piszę? Chciałbym Ci podziękować. Nie zmieniłaś mnie, mojego charakteru, ani mojego życia, więc za co? Pokazałaś mi jak wielką moc ma przyzwyczajenie. Do myśli, że wybrałaś sobie życie inne niż to ze mną, przyzwyczajałem się do tej właśnie chwili. Dziś chcę zaprosić Cię na mój ślub.
Włącznie z Tobą zmieniło się wiele, wiele rzeczy, ale o tym, mam nadzieję, pomówimy osobiście.
BRIE
***
- Wiesz Johan? Jest dużo rzeczy, które osiągnęłam. Jest wiele osób, które przy tym skrzywdziłam i wiele szans, z których każdą zmarnowałam. I z tego wszystkiego wyciągnęłam parę wniosków, ale nie wnioski są tu ważne...
- Nie wnioski? – brzęczy jego miły głos z telefonu. Prawie widzisz ten jego słodko-ironiczny półuśmiech.
- Mam jedno wielkie marzenie, Johan. Marzenie większe niż zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata, wartościowsze niż złoty medal olimpijski...
- A mianowicie?
- Chciałabym się nauczyć chodzić – a w górę wędruje jeden tylko kącik ust.
‘’This is our time
This is our night
Are you alive?
Get up, get up, get up, get up, time to fly
Are we gonna raise the roof?
Are we gonna touch the sky? ‘’
                                     This is our house ~Bon Jovi
***
Łatwiej jest zacząć niż skończyć i łatwiej się przywitać niż pożegnać. Sądzę, że mieliście inny plan na historię Bjoerna i Edith. Jak widać, nie wyszło perfekcyjnie, mam sobie wiele do zarzucenia, ale wiem też, że nie mogę chociaż przez chwilę nie być dumna z tego co tu napisałam. To było ciężkie opowiadanie, ciężkie z tego względu, że od listopada pozmieniały mi się priorytety i trudno było podołać napisaniu tego w takim stylu, w jakim się zaczęło. Dziękuję, że czytaliście, że byliście i mieliście ochotę napisać parę słów pod każdym rozdziałem- to bardzo dużo dla mnie znaczy. Oczywiście nie żegnam się z pisaniem, ale na trochę odstawiam skoki narciarskie i wracam do pisania o siatkówce dokładnie pod tym adresem LINK gdzie już teraz serdecznie zapraszam. Mam również do zaoferowania kolejne skoczne opowiadanie z premierą w listopadzie. Umówmy się więc tak, że pewnego pięknego, listopadowego dnia kilka osób wskoczy TU. Dziękuję, nie potrafię wymienić wszystkich, którzy mieli wpływ na to opowiadanie, którzy byli zawsze, bywali często lub chociaż czasami, wiedzcie, że jesteście wspaniali!
Do napisania! The best is yet to come :)