Jutro nie przynosi nic. Pojutrze też
nie. Ale pewnego wyjątkowo głupiego poranka 2013 roku, kiedy otwierasz
skrzynkę, twoim oczom ukazuje się biała koperta, zaadresowana zamaszystymi
literkami.
- Bjoern – uśmiechasz się.
„[...] Przywołuję Cię jedynie
myślami, Edith Evensen. Widujemy się bardzo rzadko, a jeśli już to jedynie się
mijamy. Czasami widzę, jak w twoich oczach zapala się tamten blask. Z dni,
kiedy nic nie było jasne. To srebro w twoim spojrzeniu gaśnie jednak tak samo
szybko jak się pojawia. Już nie jesteś tą samą Edith, którą namówiłem na
karierę w wielkim świecie. Kiedyś tak pragnąca sławy i rozgłosu, teraz trzymasz
się na uboczu, od czasu do czasu pojawiając się gdzieś z Johanem, gdy Marita
nie ma ochoty. Usunęłaś się prawie zupełnie ze świata, w którym żyłaś i
chciałaś żyć. Nie masz męża, faceta ani przyjaciela. Nie jesteś matką pięknej
córeczki, nad którą piałaby cała twoja rodzina, ani matką utalentowanego
chłopca, który zostałby skoczkiem tak jak jego wujek. W dodatku wyprowadziłaś
się z rodzinnego domu aż do Bergen i nikt nie wie jaka cholera cię tam
zaniosła. W każdym razie wyglądasz na bardziej zadowoloną niż w momencie
spełniania swoich marzeń o podium w Pucharze Świata. Co ciekawe, utrzymałaś też
kontakt z Terese i... jesteś szczęśliwa. Tak mówi Johan, to widzę na zdjęciach
ustawionych rzędem na komodzie w salonie twoich rodziców. Są z Ciebie dumni,
mówią mi to, gdy wpadam na kawę. Pytają czy nie chciałbym do Ciebie wrócić, ale
wiem, że ty nie chciałabyś tego na pewno. Żałuję, że tak mało razem
osiągnęliśmy, że pojawiały się chwile, których lepiej by było nie pamiętać.
Co zostało z dawnej Edith? Zadowoliłaś się marną pracą w
biurowcu w centrum Bergen. Teraz pracujesz na sukces innych. Nigdy więcej nie
spotkałaś się z Vegardem – to ostatnie co mi powiedziałaś, gdy widzieliśmy się całkiem
niedawno. Po co to piszę? Chciałbym Ci podziękować. Nie zmieniłaś mnie, mojego
charakteru, ani mojego życia, więc za co? Pokazałaś mi jak wielką moc ma
przyzwyczajenie. Do myśli, że wybrałaś sobie życie inne niż to ze mną,
przyzwyczajałem się do tej właśnie chwili. Dziś chcę zaprosić Cię na mój ślub.
Włącznie z Tobą zmieniło się wiele, wiele rzeczy, ale o tym,
mam nadzieję, pomówimy osobiście.
BRIE”
***
- Wiesz Johan? Jest dużo rzeczy,
które osiągnęłam. Jest wiele osób, które przy tym skrzywdziłam i wiele szans, z
których każdą zmarnowałam. I z tego wszystkiego wyciągnęłam parę wniosków, ale
nie wnioski są tu ważne...
- Nie wnioski? – brzęczy jego miły
głos z telefonu. Prawie widzisz ten jego słodko-ironiczny półuśmiech.
- Mam jedno wielkie marzenie, Johan.
Marzenie większe niż zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata, wartościowsze niż
złoty medal olimpijski...
- A mianowicie?
- Chciałabym się nauczyć chodzić – a
w górę wędruje jeden tylko kącik ust.
‘’This is our time
This is our night
Are you alive?
This is our night
Are you alive?
Get up, get up, get up, get up, time to fly
Are we gonna raise the roof?
Are we gonna touch the sky? ‘’
Are we gonna raise the roof?
Are we gonna touch the sky? ‘’
***
Łatwiej jest zacząć niż skończyć i łatwiej się przywitać niż pożegnać. Sądzę, że mieliście inny plan na historię Bjoerna i Edith. Jak widać, nie wyszło perfekcyjnie, mam sobie wiele do zarzucenia, ale wiem też, że nie mogę chociaż przez chwilę nie być dumna z tego co tu napisałam. To było ciężkie opowiadanie, ciężkie z tego względu, że od listopada pozmieniały mi się priorytety i trudno było podołać napisaniu tego w takim stylu, w jakim się zaczęło. Dziękuję, że czytaliście, że byliście i mieliście ochotę napisać parę słów pod każdym rozdziałem- to bardzo dużo dla mnie znaczy. Oczywiście nie żegnam się z pisaniem, ale na trochę odstawiam skoki narciarskie i wracam do pisania o siatkówce dokładnie pod tym adresem LINK gdzie już teraz serdecznie zapraszam. Mam również do zaoferowania kolejne skoczne opowiadanie z premierą w listopadzie. Umówmy się więc tak, że pewnego pięknego, listopadowego dnia kilka osób wskoczy TU. Dziękuję, nie potrafię wymienić wszystkich, którzy mieli wpływ na to opowiadanie, którzy byli zawsze, bywali często lub chociaż czasami, wiedzcie, że jesteście wspaniali!
Do napisania! The best is yet to come :)
Ja pitolę.
OdpowiedzUsuńStrasznie jest to mało odpowiednie do sytuacji, ale pomyślałam sobie, że czasem warto napisać to, co się tak naprawdę myśli. I tak nikt tego nie sprawdzi, ani nikt mi niczego nie udowodni, więc Ci teraz napiszę, że właśnie owo pitolenie mi przyszło na myśl po przeczytaniu ostatniego zdania.
Gdybym siedziała w fotelu, pewnie wcięłoby mnie w fotel. Problem jest jednak taki, że w nim wcale nie siedzę, za to prawie oblałam się dość jeszcze gorącym sokiem malinowym.
W jednym zdaniu sprawiłaś, że 'Morning fool' wylądowało na samym szczycie listy tych historii, które zostaną mi w pamięci do końca świata na pewno. listy, która tworzy się sama, spontanicznie, jest tylko do mojego użytku, a więc szczera w stu procentach.
Wiele tu było mądrych myśli, ale najmądrzejszą zostawiłaś na koniec, dodatkowo nie przekazując jej wprost. I to właśnie lubię, że końca nigdy nie można się spodziewać typowego. I że coś z niego można wynieść.
Smutno kończą się tylko te opowieści, które nic nie przynoszą. Ta skończyła się wprawdzie nie po mojej myśli, bo wizja Edith samotnej (mimo, iż wszystko wskazuje na to, że szczęśliwej) nijak mi do niej nie pasuje. I nie potrafię sobie jej wyobrazić samej w mieszkaniu jedzącej śniadanie i nie mogącej nawet trochę pokłócić się z Bjoernem, albo nawet Vegardem. I boli mnie, że nie znalazła szczęścia u boku żadnego z nich.
Nie po mojej myśli, ale mimo to nie powiem, że źle.
Napiszę o tym jeszcze raz, bo mi to na sercu leży. Epilog podsumowuje wszystko i podsumowuje w najlepszy z możliwych sposobów.
Od mniejszego do większego. Pomału, powoli. Bez pośpiechu, żeby potem nie trzeba się było wracać na początek.
Ta nasza wirtualna Edith na pewno się czegoś nauczyła i ja nauczyłam się także, za co Ci z całego serduszka dziękuję i czekam na Kubiaka, który najwyraźniej gra od dziś z dwudziestką.
Pozdrawiam.
[meska-przyjazn]
P.S. Listopad już będzie po wakacjach, pewnie po słońcu, z deszczem i tysiącem kolokwiów na głowie, ale mimo to na listopad będę czekać!
Nie wiem czy zauważyłaś, ale biznes upada - trzeba go ratować!
Rzadko to robię, ale w tym wypadku po prostu podpisuję się pod słowami koleżanki rękoma i nogami! Wszystko to co chciałam powiedzieć, zostało napisane wyżej.
UsuńI mimo iż nie byłam tutaj od początku, mimo że trafiłam praktycznie na sam koniec tej historii, to chciałam podziękować za nią.
Cieszę się również, że nie porzucasz naszego blogowego światka. Na pewno zostanę z Twoimi historiami i nawet poczekam do tego odległego listopada! :)
Dziękuję jeszcze raz i powodzenia!! :))
Tego się naprawdę nie spodziewałam ! Myślę, że wiele osób czytając ostatni rozdział opowiadania zastanawia się co znajdzie w epilogu. Osobiście zawsze to robię i muszę przyznać, że gdy tym razem skończyłam czytać ostatnie zdanie epilogu na kilka chwil dosłownie zaniemówiłam !
OdpowiedzUsuńNa początku opowiadania widziałam Edith w przyszłości, która swoje życie dzieli z Bjoernem. Było tak właściwie do rozdziału ostatniego, po przeczytaniu którego myślałam, że Edith spędzi resztę życia z Vegardem. A tu zaskoczenie ! Edith resztę życia spędza sama. Jednak mimo tego, że ten fakt jest zaskakujący sam w sobie, najbardziej zaskakuje to, że jak już wcześniej dziewczyny napisały Edith jest szczęśliwa !
Muszę tu napisać, że bardzo się cieszę, że mogłam czytać to opowiadanie i jestem ci bardzo wdzięczna za to, że poświęciłaś swój czas na napisanie czegoś tak mądrego w tak piękny sposób oraz za to, że podzieliłaś się tym z nami. Osobom, które jeszcze nie czytały tego opowiadania życzę, by na nie natrafiły i poświęciły trochę czasu, by je przeczytać i dostrzegły w nim to, co dostrzec powinny.Tobie natomiast życzę dużo weny, byś mogła pisać więcej takich cudeniek ;)
Teraz pozostaje nam tylko czekać do listopada, na kolejne skoczne opowiadanie. Już teraz dodaję podany przez ciebie link do zakładek z dopiskiem "listopad", by przypadkiem się nie "spóźnić".
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję ;)
Twoje słowa mają w sobie magię - taka myśl przyszła mi do głowy, gdy czytałam list Bjoerna. I mimo, że ich historia nie skończyło się zgodnie z moim zachciankami to i tak mi się podoba, może nawet bardziej od "żyli długo i szczęśliwie". Bo jest inaczej, nieco zaskakująco. Bo w prawdziwym życiu nie żyje się długo i szczęśliwie tak po prostu, po pokonaniu zaledwie partii kłopotów, jakie spadają na nas podczas naszego ziemskiego trwania.
OdpowiedzUsuńAle mimo samotnego życie Edith jest szczęśliwa, moze nie szczęściem pełnym, ale jednak jest szczęsliwa, a to najważniejsze.
Wiesz, twoje opowiadania zawsze są takie głębsze, przemyślane. aż czasami człowiekowi wstyd, ze jest taki płytki, kiedy tutaj takie perełki się pojawiają. oby tak dalej, bo w dzisiejszych czasach naprawdę trudno znaleźć takie wyjątkowe opowiadania jak twoje <3
Smutno się rozstawać z Edith :c
Będę bardzo tęsknić za tym opowiadaniem. Wykreowałaś takich bohaterów, że trudno się z nimi rozstać. Chociaż pierwszoplanowymi postaciami byli zawsze Edith, Ber i często Johan, to nie pomijałaś innych. I oni stanowili idealny kontrast do problemów i trudności z jakimi musiała się mierzyć Edith.
OdpowiedzUsuńBędę tęsknić za stylem tego opowiadania. Chyba nie ma drugiego takiego ( a przynajmniej ja chyba na takie nie trafiłam) pisane w sposób specyficzny i jedyny. I z zakończeniem, którego nikt się nie spodziewał. Ja też nie, przyznaję się szczerze. Dusza romantyczki jaka we mnie drzemie chciała, abyś połączyła Bera i Edith, ale myślę, że takie rozwiązanie jest w tej chwili dla nich najlepsze. Każde z nich na swój sposób próbuje żyć dalej, ale każde wciąż pamięta o tym co kiedyś ich łączyło.
Wiesz co jest jeszcze dobre w takim zakończeniu? Idealnie nadaje się na zakończenie pierwszej części, która mogłaby doczekać się kontynuacji :D
Dziękuje raz jeszcze za tą historię, która kończy się nadzieją pod różnymi postaciami :-)
Pozdrawiam Marzycielka
Zamurowało mnie gdy przeczytałam do konca. Naprawdę Edith została na wózku? Zrobiło mi się przykro, ale cóz, zignorowała coś, co mogło do tego doprowadzić, goniąc, za jak się okazuje zbytecznymi marzeniami o sławie. Bo można przecież żyć spokojnie, na uboczu, jak to w koncu zrobiła. Ja tak sobie myslę że ona chciała być po prostu zauważona. Tak mi się pomyślało, gdy dobrnęłam do fragmentu o zdjęciach w rodzinnym domu, bo pamiętam, że na początku były tam właściwie tylko zdjęcia jej brata.
OdpowiedzUsuńCzy Ber też coś zrozumiał? Być może. Nie jest to jasno powiedziane, ale myślę, że Edith go czegoś nauczyła. Tak sądzę. I to się mu przyda.
Zakończenie otwarte, można sobie dokończyć, czy odbędzie się ślub Bjoerna, co zrobi norweska kadra, gdy zobaczy Edith, czy ta dziewczyna sobie poradzi... Ale znając jej upór do rzeczy błahych, na pewno sobie poradzi i tuta i wstanie pewnego dnia na obie nogi.
Byłoby pięknie.
Dziękuję za to opowiadanie, było wspaniałe. I przepraszam, że się opuściłam z komentowanie, nauka nie wybiera xD Sesjo, zgiń. ;/