sobota, 25 maja 2013

Z pamiętnika młodej kaleki

23.06.2012
Mówię ci, żebyś pamiętał, że życie toczy się dalej i w końcu masz mnie. Nieszczególnie cię to pociesza i patrzysz na mnie jak na brukselkę, której wiem jak nie znosisz, a którą jesz, żeby mnie nie urazić. Robię ci na złość, wiesz? Wiesz doskonale. Czuję jak mi się przyglądasz, kiedy przełykam swój specjał. Czasem mam ochotę rzucić się pędem do łazienki i bez ceregieli wypluć to paskudztwo. Nie mogę. Lubię męczyć się razem z Tobą. Lubię patrzeć jak mnie szanujesz i jak mnie przez ten szacunek nienawidzisz.
Jestem z Ciebie dumna, wiesz? Nie, nie możesz wiedzieć. A gdybym sieknęła cię po przyjacielsku w plecy, czy wtedy byłabym lepsza? Może lepiej nie, bo mi oddasz. Jedyne, czego nie potrafię ci odmówić, to to, że jesteś słodki, gdy zaczynamy się bić. Boisz się o mnie. Widzę to w twoich oczach, nawet gdy jesteś na mnie wściekły. Troszczysz się o mnie, a wiesz (a przynajmniej sądzisz), że nigdy nie odpłacę się czymś podobnym.

07.07.2012
Teraz mnie nie potrzebujesz. Gdybyś mnie potrzebował, wiedziałabym to. Jestem wyczulona na tego typu sprawy.
- Edith? O której masz rehabilitację? 
Jedyne pytanie jakie ostatnio mi zadajesz. Nie pytasz o nic innego. Czyżbyś już się mną znudził? Jesteś zmęczony takim stanem rzeczy. Nasz wspólny czas ogranicza się do śniadania, godziny przed moją rehabilitacją i kolacji. Zdecydowanie więcej czasu spędzasz na siłowni i przed telewizorem. Wiem, że kiedy znikam w ośrodku, ty rozsiadasz się wygodnie na sofie i ze świadomością zmarnowanego życia, czekasz na mój telefon. Nie pamiętam, kiedy ostatnio poświęciłam się dla Ciebie, tak jak ty poświęcasz się dla mnie każdego dnia.
- Dziś nie idę. Poćwiczę w domu.
Nie spodziewałeś się tego. Może burzę ci tym codzienny rytuał. Nie protestujesz jednak, gdy proszę cię o pomoc. Lubisz pomagać. A przynajmniej tak wnioskuję, gdy ukradkiem udaje mi się zlustrować twoją twarz. Cieszysz się? Cieszysz się, że zostaję w domu? Chyba. Nie wiem dokładnie, bo odwracasz twarz. Siadasz obok mnie obejmujesz ramieniem i całujesz w skroń. Nie potrzebuję więcej. 

20.07.2012
Spoglądasz na mnie urażony, kiedy na głos zadaję sobie to dręczące od dawna, pytanie
- Jak mężczyzna może wytrzymać tyle czasu z kobietą, z którą nic go nie łączy?
Patrzysz na mnie z żalem i wstajesz bez słowa. Powiedziałam coś nie tak? A może to ty coś źle zrozumiałeś? Trzaskasz drzwiami drugiego pokoju, potem słyszę jak kopiesz w jakiś mebel. Wyłączam telewizor. Nie lubię, gdy faktycznie jesteś na mnie zły. Opuszczając nogi na podłogę, przypadkiem zahaczam o kule (dzięki nim łatwiej mi się dostać na wózek). Upadają z hukiem. Nie pojawiasz się w drzwiach, chociaż tego się, prawdę mówiąc, spodziewałam. Powoli układam sobie w głowie to, co się działo po kolei. Wniosek jest jeden: złamałeś prawo wolnego związku. Kochasz mnie.
Początkowo wiążemy się tylko dla wsparcia swoich karier. Po wypadku, żeby odeprzeć ciągłe pytania o partnera na resztę życia. Wprowadzam się do Ciebie już bez problemów i awantur z Johanem – zobowiązałeś się przecież do opieki nade mną. A opieka naprawdę jest mi potrzebna. To, że częściej cię nie było niż byłeś, nie sprawiało mi dużego problemu. Gdy wyjeżdżałeś, wpadał po mnie Vegard, zabierał moją walizkę i wprowadzałam się na kilka dni do swojego domu. No i prawda jest taka, że wówczas naprawdę dużo czasu spędzałam z Vegardem. Teraz okazało się, że z twoim zdrowiem też nie jest tak do końca w porządku. Traktujemy siebie jak rodzinę. Jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni, ale bez przesady. Nikt nie męczy nas pytaniami o wybrankę bądź wybranka. Jesteśmy razem i to podoba się naszym rodzinom. Twojej bardziej, mojej nieco mniej. Najważniejsze, że my potrafimy się odnaleźć w sytuacji. Jesteś dla mnie starszym bratem i przyjacielem. Przyjacielem, który wplata w rutynę elementy miłości, jej samej do mnie nie żywiąc.

10.08.2012
Przez chwilę nabijasz się z mojej wspaniałej fryzury, ale nie o to tu chodzi. Mrużę oczy i ty również to robisz. Nie jestem pokorna. Nie sprawiam nawet pozorów pokory. Nie jestem naiwna, chociaż ty ciągle mi mówisz, że jestem. Nie jestem też słaba, chociaż czasem postępuję stereotypowo. Nie jestem również sobą, bo już po części tobą przesiąkłam. Wystarczy, że oficjalnie podajesz mi dłoń. Jest zwyczajnie, choć uważasz, że monotonia jest zaprzeczeniem praw natury. Ta zwyczajność chwili, gdy przez moment jesteśmy po prostu zwyczajnymi ludźmi z kieszeniami pełnymi wad. Kochasz ją. Chwilę. Ja też ją kocham. Siebie nawzajem nie kochamy. Powiedziałam ci to już na początku. Nie odpowiedziałeś ani słowem, bo co mogłeś odpowiedzieć? 
A jednak jest to pewien rodzaj miłości, bo pozwalam ci na absolutną wolność, chcąc mieć tylko gwarancję, że kiedy będzie źle- wrócisz. Ja też korzystam z tej wolności. Nic nie wiesz o Vegardzie. Nie wiem, czy powinnam to ukrywać ale... Nie rozumiesz mnie. Wcale nie chcę, żebyś mnie rozumiał. Wystarczy, że jesteś, kiedy bywamy sobie potrzebni. Może miłość przyjdzie z czasem, a może uznamy przyzwyczajenie za miłość.

22.09.2012
Podejmuję najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Dzwonię do Ciebie o 13:44, kiedy powinieneś być już na skoczni i żywo dopingować swoich kolegów na skoczni w Ałmatach. Jesteś zdziwiony tym telefonem, ale nie podejrzewasz niczego złego. Zawsze dzwonię do Ciebie około południa, gdy długo się nie widzimy. Tak jest i tym razem, ale w zupełnie innej sprawie.
- Bjoern, wyprowadzam się – nie wierzysz mi. Panikujesz początkowo, próbujesz się ze mną kłócić, a kiedy i to nie daje żadnego efektu...
- Jeśli tak jak powiedziałaś, nie wierzysz w miłość i nie uznajesz jej, a to zjawisko nazywasz przyzwyczajeniem, to chciałbym ci powiedzieć, że przyzwyczaiłem się do Ciebie. 
Tłumaczę Ci wszystko od początku, nie pomijając żadnego szczegółu w tym Vegarda i ta nasza rozmowa trwa prawie godzinę. Puszczasz mnie wolno, co prawda z niemałym żalem. Boję się tylko, co przyniesie jutro.

***
Jeszcze epilog, chyba już trzeba zacząć się zbierać i wzruszać :')
Historia nie wyszła tak jak chciałam, ale w sumie światu to nie zaszkodziło.
Przynajmniej koniec jest taki, jak miał być.

sobota, 18 maja 2013

ROZDZIAŁ 20


Nadchodzi ten wielki dzień. Stajesz na starcie. Bjoern zapewnia, że wszystko będzie dobrze... Musi być, oczywiście. Wierzysz mu, ufasz i boisz się. A ten strach paraliżuje cię przed startem, ale na starcie już ruszasz jak należy... I wtedy zaczyna się... bez problemu doganiasz czołówkę, wstępują w Ciebie nowe siły. Tyle tu Norweżek... Czujesz się w porównaniu do nich bardzo słaba. One biegają od lat na tak ważnych imprezach, a te zawody to twoje pierwsze tak poważne, gdzie wiesz, że naprawdę możesz osiągnąć sukces.

TV2:
Po krótkiej przerwie spowodowanej problemami technicznymi, ponownie witamy w Falun. Dzień jest słoneczny, idealne warunki na konkurs na dobrym poziomie. Tu realizator pokazuje nam objawienie piątkowych treningów. Młodziutka norweska zawodniczka. Edith Evensen – siostra skoczka narciarskiego Johana Remena Evensena. Muszę powiedzieć, że imponuje mi swoim stylem biegania, widzieliśmy przed konkursem jak się rozgrzewała. Zobaczymy czy podoła i stanie na wysokości zadania. Do niedawna jeszcze nieznana, dziś ma zamiar nieźle namieszać w Pucharze Świata. Proszę zwrócić uwagę, na jej rytm biegu. Można się pokusić o stwierdzenie, że ta dziewczyna wspięłaby się pod Alpe Cermis bezkrokiem. Niesamowita siła. Biegnie teraz na trzeciej pozycji a już tylko kilometr dzieli nas od mety. Dwie pierwsze zawodniczki już prawdopodobnie tam dobiegają. Teraz realizator nam ich nie pokazuje. Za Edith, gdzieś w niewielkiej odległości biegnie Terese Johaug. Zbliżają się do zjazdu. Zjazd jest ciężki i tu trzeba zauważyć, że nowe norweskie objawienie ma na zjazdach największe problemy. Zakręt i zjazd. Przejedzie asekuracyjnie? CHYBA WYPADŁA Z TORU! Wjechała zbyt szerokim łukiem. I to znaczy… upadek. Upadek. Czy wstanie zanim Terese się z nią zrówna? Nie wycofa się pewnie w takim momencie. Aa. Widzimy już Terese przed zakrętem… 
- No dalej…  Ten ostatni raz…
Cóż za determinacja. Edith podrywa się ze śniegu jak oparzona. Chyba nie jest z nią najlepiej. Pluje krwią. O. I ta przygarbiona postawa. Czyżby naszej zawodniczce coś dolegało? No... wygląda to na jakiś problem. I widzimy na zjeździe T.Johaug. Teraz Terese ma tą przewagę, że fantastycznie radzi sobie na zjazdach. Edith ogląda się. Spójrz Mark. Jakby nowe siły w nią wstąpiły. Ale widzimy ten ból. Przy upadku i szybkim starcie straciła bardzo dużo siły… Nie wygląda to dobrze. Może trzeba będzie przeanalizować ten upadek. Coś jest ewidentnie nie tak. Normalnie zawodniczka nie znajduje oparcia w samych kijkach.
Pierwsza myśl – kręgosłup. Ból rozlewający się po całym ciele. Nogi powoli drętwieją, przez łzy nie widzisz torów i biegniesz na opak. Przed siebie. Byle szybciej. Byle dalej. Ruchy stają się powolniejsze, niedoskonałe. Biegniesz tylko siłą woli, dla oglądających, to wcale zaś na bieg nie wygląda. Słyszysz zgrzyt nart Terese… Ona jest blisko i zdoła cię wyprzedzić. Mimo, że nie chcesz na to pozwolić, nie sądzisz, że uda ci się dobiec… Terese zrównując się z twoimi nartami, przez ułamek sekundy patrzy na twoją twarz. Jest zdumiona tym, co widzi. Twarz cię piecze. Nogi nie pozwalają ani na krok dalej. I oto pojawia się zbawienie. Jeden z momentów, na który czekałaś całe życie. Bezkrok na ostatniej prostej. To, co było przekleństwem przez tak długie lata, teraz staje się zbawieniem, jakiegoś rodzaju odkupieniem… Łatwiej jest poruszać rękami niż nogami, gdy nie potrafisz się nawet wyprostować. Terese jest 3 metry przed tobą. I bezkrok. Świątynia bólu. Bezkrok, w którym jesteś swoim własnym Bogiem. Kijki zbyt szybko i zbyt gwałtownie wbijają się w śnieg. Ugnij nogi. Będzie łatwiej… Bolą plecy. Boli wszystko. Bezkrok jest jedynym, co ratuje cię z opresji. W połowie dystansu zrównujesz się z Terese. Walczycie do końca. Czujesz, że za chwilę kijek, na którym ukradkiem się wspierasz – pęknie i upadniesz znowu. Ona zaciska zęby, ty zaciskasz powieki. Przed końcem jest 3 metrowy podbieg. Terese wyprzedza cię. Powoli i systematycznie. O medalu możesz zapomnieć. Unosisz wzrok na linię mety. Jest blisko. Terese jest o pół narty przed tobą. Zaciskasz palce na kijkach. To twój absolutnie ostatni bieg w życiu. Kręgosłup będzie nie do naprawienia. Podbieg. Sześć bolesnych susów i jesteś na 5 metrach bezkroku. Ostatnia szansa. Nie wygrasz z Terese. Nie będziesz w stanie wjechać na linię mety poprzez wyciagnięcie jednej stopy bardziej niż ustawa przewiduje. Czeka cię długa rehabilitacja. Wielka cena, jaką przyjdzie zapłacić za swoje 5 minut. Wjeżdżacie na metę prawie idealnie równo. Terese o kilka setnych sekundy później. Wiesz, że zwolniła specjalnie. A ty... właściwie nie wjeżdżasz… Wpadasz w śnieg tuż za linią oznaczającą koniec twojej kariery. Kłębi się wokół ciebie wiele osób. Fotoreporter, trzech dziennikarzy i… nie wierzysz własnym oczom…
 „Edith Evensen – objawienie norweskich biegów ostatniego weekendu, w ostatnim biegu zajęła trzecie miejsce. Wypadek, któremu uległa na trasie nie stwarza jednak szans na powrót młodej Norweżki w tym sezonie”

„Niesamowita walka do ostatniej kropli krwi- dzisiejszy bieg w Falun miał dla Norweskich kibiców niezwykle emocjonujący przebieg. Młoda gwiazda norweskich biegów – Edith Evensen uległa poważnemu wypadkowi na ostatnim zjeździe. Heroiczną walką o 3 miejsce w konkursie, pożegnała ten sezon.”

„Wiadomość dnia: stan Edith Evensen poważniejszy niż donoszono na początku. Młoda Norweżka przechodzi teraz skomplikowaną operację kręgosłupa, która wymagała natychmiastowej reakcji. jak nam wiadomo – to właśnie kręgosłup uległ uszkodzeniu. O nowościach napływających ze szpitala będziemy informowali na bieżąco. Skądinąd wiadomo nam, że biegaczka może już nie wystartować w zawodach.” 

„To już pewne! Edith Evensen w bardzo ciężkim stanie trafiła do szpitala. Stamtąd napływają złe wieści. Biegaczki nie zobaczymy ani w tym, ani w następnym sezonie.”

 „Czy ma świadomość, że nie wróci na trasy biegowe? Niepokojące wieści z Falun.. Edith Evensen, która uległa poważnemu wypadkowi, jest wciąż nieprzytomna. Nic nie wskazuje na to, by groziło jej kalectwo – wiemy jednak, że młoda Norweżka już nie pobiegnie po medale.”

„Jeden gram brawury trzy gramy głupoty” emocji nie zabrakło. Edith Evensen poddawana jest skomplikowanym zabiegom po wypadku na trasie narciarskiej w Falun. Nastąpiło przemieszczenie trzech kręgów w części lędźwiowej kręgosłupa oraz złamanie jednego z nich.”

Ta prasówka. Każdej z gazet wydaje się, że wie lepiej. Tak naprawdę wiedzą niewiele, żeby nie powiedzieć nic. Serwisy przebijają się w zdjęciach i relacjach, chociaż to wszystko jest tylko częścią całej prawdy. Na żadnej stronie nie ma wzmianki o tym, co faktycznie dzieje się w szpitalu, a dzieje się wbrew pozorom wiele. Edith jest nieprzytomna. Gazeta, która opublikowała informację, że Edith nie będzie kaleką, kłamała. Nikt nie sądził, że będzie aż tak fatalnie.
Na krzesełkach ustawionych rzędem pod ścianą, siedzą Bjoern, Johan, Terese i Vegard. Terese siedzi z nich wszystkich najkrócej, z tej tylko przyczyny, że musiała udzielić kontrowersyjnego wywiadu, gdzie zaatakowana została pytaniami o ‘pomoc’ w sukcesie Edith, co widać bardzo się komuś nie spodobało. Poza tym, siedzi tu z własnej, nieprzymuszonej woli i uważa to za swój obowiązek.
Bjoern trzyma przy podbitym oku i rozciętej wardze woreczki z lodem. Kto mógł przypuszczać, że Johan ma tyle siły w rękach? Bjoern bierze całą odpowiedzialność za ten wypadek na siebie. Przyznaje też, że Edith skarżyła się na kręgosłup przed zawodami, ale nie zareagował. To za to Johan wymierzył mu sprawiedliwość.
Johan siedzi już spokojny. Chowa twarz w dłoniach i ciężko oddycha. Nie odezwał się ani słowem od wejścia do szpitala. Wysłał wiadomość rodzicom i powinni niedługo tu być. Wszyscy spodziewają się kolejnego wybuchu z jego strony. Jego milczenie istotnie musi być ciszą przed burzą.
Dalej, pod samymi drzwiami pokoju pielęgniarek siedzi Vegard. Vegard, który wydaje się być przejęty bardziej niż cała reszta razem wzięta. Co chwila gdzieś dzwoni, coś ustala, a potem wydziera się na Vilberga, gdy ten rzuca jakiś niestosowny żart. Nie jest wesoło. W dodatku nikt nie wie, co dalej z Edith.
- A jeśli... – zaczyna nagle Johan, unosząc głowę i zaszklone oczy kierując w stronę, gdzie zawieźli Edith – Jeśli to już koniec?
- Jaki koniec? – oponuje Vegard – Koniec, idioto?!
- Edith będzie ka... – ale słowo to nie chce mu przejść przez gardło, w dodatku głos drży mu bardziej i bardziej – Kaleką. Będzie niepełnosprawna. Tego kręgosłupa nie da się naprawić do końca. Ten wypadek... kosztował ją wszystkie marzenia związane ze sportem.
- Niekoniecznie – odzywa się nagle Terese. Spoglądają na nią z nadzieją – Ale też niewykluczone – studzi ich zapał, opuszczając głowę.
- Gdy wyjdzie ze szpitala... – rozbrzmiewa głos Bjoerna – Chciałbym się nią zająć. Chciałbym, żeby wróciła do...
- Domu? – podpowiada Johan.
- Nie nazwała mojego domu swoim domem – odpowiada Bjoern – A mimo to chciałbym, żeby tam właśnie wróciła.
- Matko, trzymaj mnie – mruczy pod nosem Johan, ale widać, że nie ma już ochoty na walki słowne czy wręcz z kolegą z drużyny. Czas biegnie, Vegard zdaje się widzieć i upływ czasu i wszelkie zmiany, jakie on ze sobą niesie. Trzy miesiące później znajduje się w tym samym miejscu, z bólem serca pomagając Bjoernowi i Edith w przeładunku wózka do samochodu. Tak, to on powinien być na miejscu Bjoerna.

***
I tak oto mamy wszystko jasne, a jednak nic nie wiadomo. 
Reszta jest w stanie fatalnym niestety, 21 rozdział będzie najbardziej szarpanym rozdziałem w mojej pisaninie. Wstyd mi, ale...

sobota, 11 maja 2013

ROZDZIAŁ 19


Z samego rana dzwoni telefon. To właśnie on wyrywa cię z krótkiego snu. Mrużysz oczy, rozglądasz się po pomieszczeniu. Wszystko, co jeszcze przed zaśnięciem wydawało się wspaniałe, teraz już takie nie jest. Masz świadomość tego, gdzie obecnie się znajdujesz, a to już coś. Ta świadomość jest jednak straszna, bo zamiast w swoim kochanym domu, którego byś nie opuściła, gdyby teraz pozwolono ci do niego wejść; znajdujesz się prawie na drugim końcu Norwegii. I po co?
- Nie wiem. Sama chciałaś – odpowiada ci zza drzwi Bjoern. Znowu mówiłaś sama do siebie? – Często mówisz do siebie – wzrusza ramionami, wkraczając do pokoju – przynajmniej wiadomo, że nie potrafisz kłamać.
- Nie musisz mnie słuchać, gdy rzeczywiście tak się dzieje.
- Zawsze możesz zabrać swoje rzeczy i pojechać do siebie. Wiesz o tym. Nic cię tu nie trzyma.
- Sukces mnie trzyma. Po Falun... – czas dzieli się teraz na ‘przed Falun’ i ‘po Falun’. Wszystko, co dzieje się i dopiero będzie się działo w tym pierwszym okresie wydaje się dużo bardziej skomplikowane, niż to co będzie się działo ‘po Falun’. Zagadkowym sposobem w tych wszystkich kalkulacjach i rozmowach nie występuje scenariusz tego, co może się dziać w samym Falun, a przecież to powinno być najważniejsze. Falun jest chwilą, która zdecyduje o wszystkim co ma być i nie być. O zawodach nie wspominacie, a gdy Bjoern proponuje bieganie bez wahania się zgadzasz. Czyżby i on chciał pokicać na nartach?
- Chciałbym ‘pokicać’ – warczy, a ty rumienisz się.
- Musisz oduczyć się na mnie warczeć. To nieprzyjemne.
- Musisz nauczyć się milczeć, gdy myślisz. Ja nie ‘kicam’ tylko jeżdżę. A jeżeli ja kicam, to ty drzesz śnieg jak łajza.
- Brie, sam siebie oszukujesz – półuśmiech znowu gości na twojej twarzy. Zauważasz, że na tym wzajemnym dogryzaniu będzie upływał cały twój pobyt w domu i towarzystwie uszczypliwego Norwega.
- Przyjmij wyzwanie – słyszysz, a w oczach skoczka zapalają się iskierki, które zwykłaś widywać w oczach każdego sportowca przed zawodami. Rywalizacja.
- Chcesz polec jak w potyczce z Tomem? – drażnisz się z nim, a on uśmiecha się tylko ironicznie. Nie wierzy w swoją porażkę, chociaż potrafi z godnością przegrać.
- Urodziłem się z nartami przypiętymi do stóp.
- Niewątpliwie – potakujesz.

***
Znowu wracasz do domu styrana. Kręgosłup nie daje oznak życia, nie znaczy to jednak, że nie odczujesz jego zemsty w najmniej spodziewanym momencie.
- Załatwiłem ci druczki – mówi Brie, machając dłońmi, pewnie próbując połapać swoje myśli, krążące najwyraźniej po pokoju – Wszystko dostaniemy na miejscu. Dzwoniłem dziś w sprawie twoich nart i...
- i... – podejmujesz temat, patrząc na niego zaciekawiona
- I musimy czekać, bo za żadne skarby świata nie mogą odkryć jak mogłaś je tak bardzo zniszczyć. Rzut oszczepem sobie nimi urządzałaś?
- Harpunem – wzruszasz ramionami – Co ich to obchodzi? Dostają narty, dostają kasę, dostają zlecenie. Moja sprawa co przeżyły moje narty, a samo słowo ‘MOJE’ mówi za siebie, kogo powinna przeszłość tych nart obchodzić i dotyczyć.
- Ed, poważnie. Rzucałaś nimi, nie? – spogląda znad laptopa
- Rzucałam – co Brie (nie wiadomo czemu) podsumowuje wybuchem wesołości.  Uspokaja się po chwili. Siedzicie tak kilkanaście minut bez słowa, aż on wyłącza komputer i odwzajemnia zaciekawione spojrzenie. Napięcie wisi w powietrzu...
- Mów – po czym pstryka palcami, jakby chciał cię zachęcić – Może mnie to nie zabije.
- Złamałam kijka – mówisz cichutko – Zupełnie przypadkiem. Chciałam tylko wypróbować czy mi pasują. Wiesz jak to jest...
- Czy ci pasują... do czego? – mruży oczy, co jest tak nieprzyjemne, że aż cię skręca
- Do czapki – rozlega się głuche uderzenie ręki o poręcz fotela. Czy on jest gotów cię pobić za złamane kijki? – Żartowałam! Do stylu czy mi pasuje, Brie, nie gniewaj się na mnie! Zahaczyłam o płotek.
- Jutro lecimy do Falun, jak my o tej porze kupimy albo zamówimy kijki? Jak? Wyobrażasz sobie wstawanie o 5:00 rano? Ja też nie. A wyobrażasz sobie bieganie po Falun za jakimś prymitywnym kijkiem, żebyś miała się czym odepchnąć? A może liczysz, że przez noc ci te kijki wystrugam?
- Właściwie... Boże, Bjoern, z czego ty się teraz śmiejesz?
- Jesteś niemożliwa, straszna po prostu – raz po raz nachodzą go napady śmiechu, przez chwilę wydaje ci się, że śmieje się z Ciebie, potem, że z siebie i swojej beznadziejnej sytuacji oraz tego, w jakie głupoty się wplątał – Za chwilę ci coś powiem, a wtedy będziesz mnie kochała jak głupia – komunikuje, zasłaniając usta, gdy nachodzi go kolejna fala głupawki.
- Wystrugasz mi te kijki?
- Kupiliśmy kilka par kijków.

***
Falun wita was niemiłosiernie rażącym słońcem i bezwietrzną, po prostu idealną pogodą na bieganie. Bjoern bez ceregieli wodzi cię za rękę to po mieście, to po hotelu. Doskonale wczuwa się w rolę, podziwiasz, z jaką łatwością przychodzi mu wykonywanie zadań wyznaczonych w układzie. Gdybyś nie wiedziała jak jest naprawdę, pewnie myślałabyś, że on rzeczywiście... ale jest inaczej. Gdy nikt nie patrzy, Bjoern strofuje cię bez zahamowań. Źle skręciłaś, źle jedziesz, jak jedziesz, czemu tak wolno, za szybko, już jodełka?! Każda uwaga jest jak policzek. Oczy pieką cię za każdym razem, gdy Romoerenowi coś się nie podoba. A jeszcze nie było sytuacji, żeby otwarcie nie skrytykował jakiegoś elementu. Wytrzymujesz to bez gadania, nie masz wyjścia. Przyjechałaś tu spełniać marzenia najwyższym kosztem. On tylko pomaga. Sama mu kazałaś krytykować.
- Skończ, Edith – rzuca w końcu, machając z lekceważeniem ręką – To nie ma najmniejszego sensu. Wracajmy do Norwegii.
Z niedowierzaniem kręcisz głową, cofasz się, gdy chce podejść. Jest rozczarowany. Najzupełniej rozczarowany. Niewysłowiony smutek skrywa się w jego oczach. Stoi jakieś dwa metry od Ciebie i opuszcza głowę. Uciekasz, korzystając z okazji. Teraz dajesz upust emocjom, tym bardziej, że i kręgosłup daje się we znaki. Przesadziłaś z treningami, a to i tak zbyt mało. On nie biegnie, ani nawet nie idzie za Tobą. Narciarze, przejeżdżający obok, z ciekawością przyglądają się takiemu ewenementowi na trasie. Rozmazujesz tusz, wyglądasz jak panda, biegnąc potykasz się o kijki z tego tylko powodu, że nie widzisz torów. I tak wystartujesz. Nawet, gdyby i Bjoern miał się od Ciebie, od twojej kariery odwrócić jak wszyscy inni.
Wracasz w końcu, on wydaje się nie zauważać, że zwiałaś. Nie spakował walizek, nie pozbierał rozwalonego sprzętu, włączył nawet laptopa, telewizor i ekspres do kawy.
- Dzwonił Johan – informuje bez zbędnych emocji. Uderza cię to, po prostu rozwala od środka. Nie pytasz ‘i co?’ z tego tylko powodu, że nie wiesz czy jeszcze funkcjonujesz. On i tak postanawia wytłumaczyć – Pytał co u Ciebie. Ciekawe dlaczego nie pytał o mnie – mówi z przekąsem – Nie odbierałaś telefonu. Nie zgubiłaś się po drodze?
- Nie – odburkujesz.
- Czasem wydaje mi się, że potrzebujesz niańki – uśmiecha się przekornie – A potem okazujesz się dużą dziewczynką, której po prostu puszczają nerwy i to jest bardzo w porządku.
- Jesteś beznadziejnym dramaturgiem, Brie – sarkasz.
- Jesteś beznadziejną biegaczką, Ed – odpowiada, uśmiechając się coraz szerzej.
- Obiecuję, że jak wygram jakiś bieg, to ten kryształek, co dostanę, roztrzaskam na twojej głowie. Niech stracę dla jednego momentu satysfakcji.
- Z takim trenerem jak ja... nie wygrasz
- Jesteś beznadziejnym trenerem, Brie – podsumowujesz, siadając na drugim końcu pokoju. On śmieje się już najzupełniej otwarcie. Chyba zaczynacie się do siebie przyzwyczajać.

***
Zaczynasz się przyzwyczajać również do bólu kręgosłupa, o którym najnormalniej w świecie mówisz Bjoernowi. On macha na to wszystko ręką, w dodatku widać, że jest pod presją, bo bardzo się wszystkim denerwuje i tak na dobrą sprawę sam nie wie co ma w danej chwili robić, bo tak dużo jest tego wszystkiego. Następnego dnia nieoczekiwanie pojawia się w waszych szeregach Vegard, który powołuje się na funkcję trenera (którą to pełnił kilka dni, a sadzi się jakby było to przynajmniej 10 lat). Vegard ubrany NIE JAK SKOCZEK wygląda na turystę. Nosi ze sobą wielki aparat Vilberga, cyka zdjęcia kobitkom i coś wam się wydaje, że to będzie kolejny reportaż ‘z dołu skoczni’, chociaż tym razem to wersja trasy narciarskiej. Mają rozrzut chłopaki, że matko kochana.
- Uśmiech – nakazuje w momencie, kiedy przegrzana i wyczerpana po treningu, padasz na jedną z ławeczek, tuż obok Bjoerna, który też (prawdę mówiąc), nieźle się nalatał. Wskazujesz w kierunku Vegarda niepochlebnym gestem, a on kręci głową, mamrocząc pod nosem, że Vilbergowi się to zdjęcie nie spodoba.
Im bliżej zawodów, tym bardziej i ty odczuwasz presję otoczenia. Jeżeli wypadniesz źle, straciłaś kilka tygodni swoich i Bjoerna na mozolne budowanie stylu i kondycji. Jeżeli wypadniesz źle, zmarnowałaś szansę. Jeżeli dobrze... co wtedy? Czy stanie się tak tylko raz? Czy wskoczysz do czołówki na stałe? Może w końcu świat o Tobie usłyszy? Może Johan... Johan. Zrozumie wszystko, będzie dumny i doceni wszystko co zrobiłaś, żeby szlifować talent.
- Ed – zaczepia cię Brie – Co powiesz na kawę?
Kiwasz głową, ale od kiedy wy chodzicie na kawę? Spoglądasz na Vegarda... Wszystko jasne. Odkąd Vegard pojawił się w okolicy. Czy Vegard to dla ‘zmyślonego chłopaka’- Bjoerna, jakikolwiek konkurent? Zagrożenie? Vegard sam w sobie jest przecież bardzo ułożony. Spokojny, nie wdarł się do skoków przebojem. Wesoły chłopak, zazwyczaj uśmiechnięty. Nie krzyczy, nie robi awantur, do wszystkiego podchodzi z dystansem. Na swój sposób uroczy, więc czy może? Może może. W ogóle Brie w jego towarzystwie jakby bardziej się do Ciebie przykleił i już nie krzyczy. I dopiero to zaczyna tak naprawdę niepokoić.

***
Koniec bliżej niż dalej, radość w moim sercu ♥