Mówię ci, żebyś pamiętał, że życie toczy się dalej i w końcu masz mnie. Nieszczególnie cię to pociesza i patrzysz na mnie jak na brukselkę, której wiem jak nie znosisz, a którą jesz, żeby mnie nie urazić. Robię ci na złość, wiesz? Wiesz doskonale. Czuję jak mi się przyglądasz, kiedy przełykam swój specjał. Czasem mam ochotę rzucić się pędem do łazienki i bez ceregieli wypluć to paskudztwo. Nie mogę. Lubię męczyć się razem z Tobą. Lubię patrzeć jak mnie szanujesz i jak mnie przez ten szacunek nienawidzisz.
Jestem z Ciebie dumna, wiesz? Nie, nie możesz wiedzieć. A gdybym sieknęła cię po przyjacielsku w plecy, czy wtedy byłabym lepsza? Może lepiej nie, bo mi oddasz. Jedyne, czego nie potrafię ci odmówić, to to, że jesteś słodki, gdy zaczynamy się bić. Boisz się o mnie. Widzę to w twoich oczach, nawet gdy jesteś na mnie wściekły. Troszczysz się o mnie, a wiesz (a przynajmniej sądzisz), że nigdy nie odpłacę się czymś podobnym.
07.07.2012
Teraz mnie nie potrzebujesz. Gdybyś mnie potrzebował, wiedziałabym to. Jestem wyczulona na tego typu sprawy.
- Edith? O której masz rehabilitację?
Jedyne pytanie jakie ostatnio mi zadajesz. Nie pytasz o nic innego. Czyżbyś już się mną znudził? Jesteś zmęczony takim stanem rzeczy. Nasz wspólny czas ogranicza się do śniadania, godziny przed moją rehabilitacją i kolacji. Zdecydowanie więcej czasu spędzasz na siłowni i przed telewizorem. Wiem, że kiedy znikam w ośrodku, ty rozsiadasz się wygodnie na sofie i ze świadomością zmarnowanego życia, czekasz na mój telefon. Nie pamiętam, kiedy ostatnio poświęciłam się dla Ciebie, tak jak ty poświęcasz się dla mnie każdego dnia.
- Dziś nie idę. Poćwiczę w domu.
Nie spodziewałeś się tego. Może burzę ci tym codzienny rytuał. Nie protestujesz jednak, gdy proszę cię o pomoc. Lubisz pomagać. A przynajmniej tak wnioskuję, gdy ukradkiem udaje mi się zlustrować twoją twarz. Cieszysz się? Cieszysz się, że zostaję w domu? Chyba. Nie wiem dokładnie, bo odwracasz twarz. Siadasz obok mnie obejmujesz ramieniem i całujesz w skroń. Nie potrzebuję więcej.
20.07.2012
Spoglądasz na mnie urażony, kiedy na głos zadaję sobie to dręczące od dawna, pytanie
- Jak mężczyzna może wytrzymać tyle czasu z kobietą, z którą nic go nie łączy?
Patrzysz na mnie z żalem i wstajesz bez słowa. Powiedziałam coś nie tak? A może to ty coś źle zrozumiałeś? Trzaskasz drzwiami drugiego pokoju, potem słyszę jak kopiesz w jakiś mebel. Wyłączam telewizor. Nie lubię, gdy faktycznie jesteś na mnie zły. Opuszczając nogi na podłogę, przypadkiem zahaczam o kule (dzięki nim łatwiej mi się dostać na wózek). Upadają z hukiem. Nie pojawiasz się w drzwiach, chociaż tego się, prawdę mówiąc, spodziewałam. Powoli układam sobie w głowie to, co się działo po kolei. Wniosek jest jeden: złamałeś prawo wolnego związku. Kochasz mnie.
Początkowo wiążemy się tylko dla wsparcia swoich karier. Po wypadku, żeby odeprzeć ciągłe pytania o partnera na resztę życia. Wprowadzam się do Ciebie już bez problemów i awantur z Johanem – zobowiązałeś się przecież do opieki nade mną. A opieka naprawdę jest mi potrzebna. To, że częściej cię nie było niż byłeś, nie sprawiało mi dużego problemu. Gdy wyjeżdżałeś, wpadał po mnie Vegard, zabierał moją walizkę i wprowadzałam się na kilka dni do swojego domu. No i prawda jest taka, że wówczas naprawdę dużo czasu spędzałam z Vegardem. Teraz okazało się, że z twoim zdrowiem też nie jest tak do końca w porządku. Traktujemy siebie jak rodzinę. Jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni, ale bez przesady. Nikt nie męczy nas pytaniami o wybrankę bądź wybranka. Jesteśmy razem i to podoba się naszym rodzinom. Twojej bardziej, mojej nieco mniej. Najważniejsze, że my potrafimy się odnaleźć w sytuacji. Jesteś dla mnie starszym bratem i przyjacielem. Przyjacielem, który wplata w rutynę elementy miłości, jej samej do mnie nie żywiąc.
10.08.2012
Przez chwilę nabijasz się z mojej wspaniałej fryzury, ale nie o to tu chodzi. Mrużę oczy i ty również to robisz. Nie jestem pokorna. Nie sprawiam nawet pozorów pokory. Nie jestem naiwna, chociaż ty ciągle mi mówisz, że jestem. Nie jestem też słaba, chociaż czasem postępuję stereotypowo. Nie jestem również sobą, bo już po części tobą przesiąkłam. Wystarczy, że oficjalnie podajesz mi dłoń. Jest zwyczajnie, choć uważasz, że monotonia jest zaprzeczeniem praw natury. Ta zwyczajność chwili, gdy przez moment jesteśmy po prostu zwyczajnymi ludźmi z kieszeniami pełnymi wad. Kochasz ją. Chwilę. Ja też ją kocham. Siebie nawzajem nie kochamy. Powiedziałam ci to już na początku. Nie odpowiedziałeś ani słowem, bo co mogłeś odpowiedzieć?
A jednak jest to pewien rodzaj miłości, bo pozwalam ci na absolutną wolność, chcąc mieć tylko gwarancję, że kiedy będzie źle- wrócisz. Ja też korzystam z tej wolności. Nic nie wiesz o Vegardzie. Nie wiem, czy powinnam to ukrywać ale... Nie rozumiesz mnie. Wcale nie chcę, żebyś mnie rozumiał. Wystarczy, że jesteś, kiedy bywamy sobie potrzebni. Może miłość przyjdzie z czasem, a może uznamy przyzwyczajenie za miłość.
22.09.2012
Podejmuję najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Dzwonię do Ciebie o 13:44, kiedy powinieneś być już na skoczni i żywo dopingować swoich kolegów na skoczni w Ałmatach. Jesteś zdziwiony tym telefonem, ale nie podejrzewasz niczego złego. Zawsze dzwonię do Ciebie około południa, gdy długo się nie widzimy. Tak jest i tym razem, ale w zupełnie innej sprawie.
- Bjoern, wyprowadzam się – nie wierzysz mi. Panikujesz początkowo, próbujesz się ze mną kłócić, a kiedy i to nie daje żadnego efektu...
- Jeśli tak jak powiedziałaś, nie wierzysz w miłość i nie uznajesz jej, a to zjawisko nazywasz przyzwyczajeniem, to chciałbym ci powiedzieć, że przyzwyczaiłem się do Ciebie.
Tłumaczę Ci wszystko od początku, nie pomijając żadnego szczegółu w tym Vegarda i ta nasza rozmowa trwa prawie godzinę. Puszczasz mnie wolno, co prawda z niemałym żalem. Boję się tylko, co przyniesie jutro.
***
Jeszcze epilog, chyba już trzeba zacząć się zbierać i wzruszać :')
Historia nie wyszła tak jak chciałam, ale w sumie światu to nie zaszkodziło.
Przynajmniej koniec jest taki, jak miał być.