Z samego rana dzwoni telefon. To właśnie on wyrywa cię z krótkiego snu. Mrużysz oczy, rozglądasz się po pomieszczeniu. Wszystko, co jeszcze przed zaśnięciem wydawało się wspaniałe, teraz już takie nie jest. Masz świadomość tego, gdzie obecnie się znajdujesz, a to już coś. Ta świadomość jest jednak straszna, bo zamiast w swoim kochanym domu, którego byś nie opuściła, gdyby teraz pozwolono ci do niego wejść; znajdujesz się prawie na drugim końcu Norwegii. I po co?
- Nie wiem. Sama chciałaś – odpowiada ci zza drzwi Bjoern. Znowu mówiłaś sama do siebie? – Często mówisz do siebie – wzrusza ramionami, wkraczając do pokoju – przynajmniej wiadomo, że nie potrafisz kłamać.
- Nie musisz mnie słuchać, gdy rzeczywiście tak się dzieje.
- Zawsze możesz zabrać swoje rzeczy i pojechać do siebie. Wiesz o tym. Nic cię tu nie trzyma.
- Sukces mnie trzyma. Po Falun... – czas dzieli się teraz na ‘przed Falun’ i ‘po Falun’. Wszystko, co dzieje się i dopiero będzie się działo w tym pierwszym okresie wydaje się dużo bardziej skomplikowane, niż to co będzie się działo ‘po Falun’. Zagadkowym sposobem w tych wszystkich kalkulacjach i rozmowach nie występuje scenariusz tego, co może się dziać w samym Falun, a przecież to powinno być najważniejsze. Falun jest chwilą, która zdecyduje o wszystkim co ma być i nie być. O zawodach nie wspominacie, a gdy Bjoern proponuje bieganie bez wahania się zgadzasz. Czyżby i on chciał pokicać na nartach?
- Chciałbym ‘pokicać’ – warczy, a ty rumienisz się.
- Musisz oduczyć się na mnie warczeć. To nieprzyjemne.
- Musisz nauczyć się milczeć, gdy myślisz. Ja nie ‘kicam’ tylko jeżdżę. A jeżeli ja kicam, to ty drzesz śnieg jak łajza.
- Brie, sam siebie oszukujesz – półuśmiech znowu gości na twojej twarzy. Zauważasz, że na tym wzajemnym dogryzaniu będzie upływał cały twój pobyt w domu i towarzystwie uszczypliwego Norwega.
- Przyjmij wyzwanie – słyszysz, a w oczach skoczka zapalają się iskierki, które zwykłaś widywać w oczach każdego sportowca przed zawodami. Rywalizacja.
- Chcesz polec jak w potyczce z Tomem? – drażnisz się z nim, a on uśmiecha się tylko ironicznie. Nie wierzy w swoją porażkę, chociaż potrafi z godnością przegrać.
- Urodziłem się z nartami przypiętymi do stóp.
- Niewątpliwie – potakujesz.
***
Znowu wracasz do domu styrana. Kręgosłup nie daje oznak życia, nie znaczy to jednak, że nie odczujesz jego zemsty w najmniej spodziewanym momencie.
- Załatwiłem ci druczki – mówi Brie, machając dłońmi, pewnie próbując połapać swoje myśli, krążące najwyraźniej po pokoju – Wszystko dostaniemy na miejscu. Dzwoniłem dziś w sprawie twoich nart i...
- i... – podejmujesz temat, patrząc na niego zaciekawiona
- I musimy czekać, bo za żadne skarby świata nie mogą odkryć jak mogłaś je tak bardzo zniszczyć. Rzut oszczepem sobie nimi urządzałaś?
- Harpunem – wzruszasz ramionami – Co ich to obchodzi? Dostają narty, dostają kasę, dostają zlecenie. Moja sprawa co przeżyły moje narty, a samo słowo ‘MOJE’ mówi za siebie, kogo powinna przeszłość tych nart obchodzić i dotyczyć.
- Ed, poważnie. Rzucałaś nimi, nie? – spogląda znad laptopa
- Rzucałam – co Brie (nie wiadomo czemu) podsumowuje wybuchem wesołości. Uspokaja się po chwili. Siedzicie tak kilkanaście minut bez słowa, aż on wyłącza komputer i odwzajemnia zaciekawione spojrzenie. Napięcie wisi w powietrzu...
- Mów – po czym pstryka palcami, jakby chciał cię zachęcić – Może mnie to nie zabije.
- Złamałam kijka – mówisz cichutko – Zupełnie przypadkiem. Chciałam tylko wypróbować czy mi pasują. Wiesz jak to jest...
- Czy ci pasują... do czego? – mruży oczy, co jest tak nieprzyjemne, że aż cię skręca
- Do czapki – rozlega się głuche uderzenie ręki o poręcz fotela. Czy on jest gotów cię pobić za złamane kijki? – Żartowałam! Do stylu czy mi pasuje, Brie, nie gniewaj się na mnie! Zahaczyłam o płotek.
- Jutro lecimy do Falun, jak my o tej porze kupimy albo zamówimy kijki? Jak? Wyobrażasz sobie wstawanie o 5:00 rano? Ja też nie. A wyobrażasz sobie bieganie po Falun za jakimś prymitywnym kijkiem, żebyś miała się czym odepchnąć? A może liczysz, że przez noc ci te kijki wystrugam?
- Właściwie... Boże, Bjoern, z czego ty się teraz śmiejesz?
- Jesteś niemożliwa, straszna po prostu – raz po raz nachodzą go napady śmiechu, przez chwilę wydaje ci się, że śmieje się z Ciebie, potem, że z siebie i swojej beznadziejnej sytuacji oraz tego, w jakie głupoty się wplątał – Za chwilę ci coś powiem, a wtedy będziesz mnie kochała jak głupia – komunikuje, zasłaniając usta, gdy nachodzi go kolejna fala głupawki.
- Wystrugasz mi te kijki?
- Kupiliśmy kilka par kijków.
***
Falun wita was niemiłosiernie rażącym słońcem i bezwietrzną, po prostu idealną pogodą na bieganie. Bjoern bez ceregieli wodzi cię za rękę to po mieście, to po hotelu. Doskonale wczuwa się w rolę, podziwiasz, z jaką łatwością przychodzi mu wykonywanie zadań wyznaczonych w układzie. Gdybyś nie wiedziała jak jest naprawdę, pewnie myślałabyś, że on rzeczywiście... ale jest inaczej. Gdy nikt nie patrzy, Bjoern strofuje cię bez zahamowań. Źle skręciłaś, źle jedziesz, jak jedziesz, czemu tak wolno, za szybko, już jodełka?! Każda uwaga jest jak policzek. Oczy pieką cię za każdym razem, gdy Romoerenowi coś się nie podoba. A jeszcze nie było sytuacji, żeby otwarcie nie skrytykował jakiegoś elementu. Wytrzymujesz to bez gadania, nie masz wyjścia. Przyjechałaś tu spełniać marzenia najwyższym kosztem. On tylko pomaga. Sama mu kazałaś krytykować.
- Skończ, Edith – rzuca w końcu, machając z lekceważeniem ręką – To nie ma najmniejszego sensu. Wracajmy do Norwegii.
Z niedowierzaniem kręcisz głową, cofasz się, gdy chce podejść. Jest rozczarowany. Najzupełniej rozczarowany. Niewysłowiony smutek skrywa się w jego oczach. Stoi jakieś dwa metry od Ciebie i opuszcza głowę. Uciekasz, korzystając z okazji. Teraz dajesz upust emocjom, tym bardziej, że i kręgosłup daje się we znaki. Przesadziłaś z treningami, a to i tak zbyt mało. On nie biegnie, ani nawet nie idzie za Tobą. Narciarze, przejeżdżający obok, z ciekawością przyglądają się takiemu ewenementowi na trasie. Rozmazujesz tusz, wyglądasz jak panda, biegnąc potykasz się o kijki z tego tylko powodu, że nie widzisz torów. I tak wystartujesz. Nawet, gdyby i Bjoern miał się od Ciebie, od twojej kariery odwrócić jak wszyscy inni.
Wracasz w końcu, on wydaje się nie zauważać, że zwiałaś. Nie spakował walizek, nie pozbierał rozwalonego sprzętu, włączył nawet laptopa, telewizor i ekspres do kawy.
- Dzwonił Johan – informuje bez zbędnych emocji. Uderza cię to, po prostu rozwala od środka. Nie pytasz ‘i co?’ z tego tylko powodu, że nie wiesz czy jeszcze funkcjonujesz. On i tak postanawia wytłumaczyć – Pytał co u Ciebie. Ciekawe dlaczego nie pytał o mnie – mówi z przekąsem – Nie odbierałaś telefonu. Nie zgubiłaś się po drodze?
- Nie – odburkujesz.
- Czasem wydaje mi się, że potrzebujesz niańki – uśmiecha się przekornie – A potem okazujesz się dużą dziewczynką, której po prostu puszczają nerwy i to jest bardzo w porządku.
- Jesteś beznadziejnym dramaturgiem, Brie – sarkasz.
- Jesteś beznadziejną biegaczką, Ed – odpowiada, uśmiechając się coraz szerzej.
- Obiecuję, że jak wygram jakiś bieg, to ten kryształek, co dostanę, roztrzaskam na twojej głowie. Niech stracę dla jednego momentu satysfakcji.
- Z takim trenerem jak ja... nie wygrasz
- Jesteś beznadziejnym trenerem, Brie – podsumowujesz, siadając na drugim końcu pokoju. On śmieje się już najzupełniej otwarcie. Chyba zaczynacie się do siebie przyzwyczajać.
***
Zaczynasz się przyzwyczajać również do bólu kręgosłupa, o którym najnormalniej w świecie mówisz Bjoernowi. On macha na to wszystko ręką, w dodatku widać, że jest pod presją, bo bardzo się wszystkim denerwuje i tak na dobrą sprawę sam nie wie co ma w danej chwili robić, bo tak dużo jest tego wszystkiego. Następnego dnia nieoczekiwanie pojawia się w waszych szeregach Vegard, który powołuje się na funkcję trenera (którą to pełnił kilka dni, a sadzi się jakby było to przynajmniej 10 lat). Vegard ubrany NIE JAK SKOCZEK wygląda na turystę. Nosi ze sobą wielki aparat Vilberga, cyka zdjęcia kobitkom i coś wam się wydaje, że to będzie kolejny reportaż ‘z dołu skoczni’, chociaż tym razem to wersja trasy narciarskiej. Mają rozrzut chłopaki, że matko kochana.
- Uśmiech – nakazuje w momencie, kiedy przegrzana i wyczerpana po treningu, padasz na jedną z ławeczek, tuż obok Bjoerna, który też (prawdę mówiąc), nieźle się nalatał. Wskazujesz w kierunku Vegarda niepochlebnym gestem, a on kręci głową, mamrocząc pod nosem, że Vilbergowi się to zdjęcie nie spodoba.
Im bliżej zawodów, tym bardziej i ty odczuwasz presję otoczenia. Jeżeli wypadniesz źle, straciłaś kilka tygodni swoich i Bjoerna na mozolne budowanie stylu i kondycji. Jeżeli wypadniesz źle, zmarnowałaś szansę. Jeżeli dobrze... co wtedy? Czy stanie się tak tylko raz? Czy wskoczysz do czołówki na stałe? Może w końcu świat o Tobie usłyszy? Może Johan... Johan. Zrozumie wszystko, będzie dumny i doceni wszystko co zrobiłaś, żeby szlifować talent.
- Ed – zaczepia cię Brie – Co powiesz na kawę?
Kiwasz głową, ale od kiedy wy chodzicie na kawę? Spoglądasz na Vegarda... Wszystko jasne. Odkąd Vegard pojawił się w okolicy. Czy Vegard to dla ‘zmyślonego chłopaka’- Bjoerna, jakikolwiek konkurent? Zagrożenie? Vegard sam w sobie jest przecież bardzo ułożony. Spokojny, nie wdarł się do skoków przebojem. Wesoły chłopak, zazwyczaj uśmiechnięty. Nie krzyczy, nie robi awantur, do wszystkiego podchodzi z dystansem. Na swój sposób uroczy, więc czy może? Może może. W ogóle Brie w jego towarzystwie jakby bardziej się do Ciebie przykleił i już nie krzyczy. I dopiero to zaczyna tak naprawdę niepokoić.
***
Koniec bliżej niż dalej, radość w moim sercu ♥
Zmyślony chłopak jest zazdrosny niezmyśloną zazdrością? Ja wiem, że to zabrzmi strasznie, ale jak ok zaprasza na kawę i jest się gotów wykosztować na piętnaście euro, to znaczy, że zamiary ma raczej poważne, tak samo traktuje Vegarda i Edith zapewne też.
OdpowiedzUsuńCo do końca, przestań się radować natychmiast, ogłaszam powszechne cierpienie.
Pozdrawiam i kajam się, że dopiero teraz.
[meska-przyjazn]
Przez moment wyobraziłam sobie Bera strugającego kijki dla Edith :D
OdpowiedzUsuńZresztą domyślam się, że ich "układ" jest na takim etapie, że byłby zdolny dla dziewczyny do wielkich poświęceń. Prawdziwy z niego trener, który jak trzeba to wesprze a jak trzeba to kopnie porządnie w tyłek, ale nawet wtedy kopniak jest motywujący :-)
Marzycielka