sobota, 18 maja 2013

ROZDZIAŁ 20


Nadchodzi ten wielki dzień. Stajesz na starcie. Bjoern zapewnia, że wszystko będzie dobrze... Musi być, oczywiście. Wierzysz mu, ufasz i boisz się. A ten strach paraliżuje cię przed startem, ale na starcie już ruszasz jak należy... I wtedy zaczyna się... bez problemu doganiasz czołówkę, wstępują w Ciebie nowe siły. Tyle tu Norweżek... Czujesz się w porównaniu do nich bardzo słaba. One biegają od lat na tak ważnych imprezach, a te zawody to twoje pierwsze tak poważne, gdzie wiesz, że naprawdę możesz osiągnąć sukces.

TV2:
Po krótkiej przerwie spowodowanej problemami technicznymi, ponownie witamy w Falun. Dzień jest słoneczny, idealne warunki na konkurs na dobrym poziomie. Tu realizator pokazuje nam objawienie piątkowych treningów. Młodziutka norweska zawodniczka. Edith Evensen – siostra skoczka narciarskiego Johana Remena Evensena. Muszę powiedzieć, że imponuje mi swoim stylem biegania, widzieliśmy przed konkursem jak się rozgrzewała. Zobaczymy czy podoła i stanie na wysokości zadania. Do niedawna jeszcze nieznana, dziś ma zamiar nieźle namieszać w Pucharze Świata. Proszę zwrócić uwagę, na jej rytm biegu. Można się pokusić o stwierdzenie, że ta dziewczyna wspięłaby się pod Alpe Cermis bezkrokiem. Niesamowita siła. Biegnie teraz na trzeciej pozycji a już tylko kilometr dzieli nas od mety. Dwie pierwsze zawodniczki już prawdopodobnie tam dobiegają. Teraz realizator nam ich nie pokazuje. Za Edith, gdzieś w niewielkiej odległości biegnie Terese Johaug. Zbliżają się do zjazdu. Zjazd jest ciężki i tu trzeba zauważyć, że nowe norweskie objawienie ma na zjazdach największe problemy. Zakręt i zjazd. Przejedzie asekuracyjnie? CHYBA WYPADŁA Z TORU! Wjechała zbyt szerokim łukiem. I to znaczy… upadek. Upadek. Czy wstanie zanim Terese się z nią zrówna? Nie wycofa się pewnie w takim momencie. Aa. Widzimy już Terese przed zakrętem… 
- No dalej…  Ten ostatni raz…
Cóż za determinacja. Edith podrywa się ze śniegu jak oparzona. Chyba nie jest z nią najlepiej. Pluje krwią. O. I ta przygarbiona postawa. Czyżby naszej zawodniczce coś dolegało? No... wygląda to na jakiś problem. I widzimy na zjeździe T.Johaug. Teraz Terese ma tą przewagę, że fantastycznie radzi sobie na zjazdach. Edith ogląda się. Spójrz Mark. Jakby nowe siły w nią wstąpiły. Ale widzimy ten ból. Przy upadku i szybkim starcie straciła bardzo dużo siły… Nie wygląda to dobrze. Może trzeba będzie przeanalizować ten upadek. Coś jest ewidentnie nie tak. Normalnie zawodniczka nie znajduje oparcia w samych kijkach.
Pierwsza myśl – kręgosłup. Ból rozlewający się po całym ciele. Nogi powoli drętwieją, przez łzy nie widzisz torów i biegniesz na opak. Przed siebie. Byle szybciej. Byle dalej. Ruchy stają się powolniejsze, niedoskonałe. Biegniesz tylko siłą woli, dla oglądających, to wcale zaś na bieg nie wygląda. Słyszysz zgrzyt nart Terese… Ona jest blisko i zdoła cię wyprzedzić. Mimo, że nie chcesz na to pozwolić, nie sądzisz, że uda ci się dobiec… Terese zrównując się z twoimi nartami, przez ułamek sekundy patrzy na twoją twarz. Jest zdumiona tym, co widzi. Twarz cię piecze. Nogi nie pozwalają ani na krok dalej. I oto pojawia się zbawienie. Jeden z momentów, na który czekałaś całe życie. Bezkrok na ostatniej prostej. To, co było przekleństwem przez tak długie lata, teraz staje się zbawieniem, jakiegoś rodzaju odkupieniem… Łatwiej jest poruszać rękami niż nogami, gdy nie potrafisz się nawet wyprostować. Terese jest 3 metry przed tobą. I bezkrok. Świątynia bólu. Bezkrok, w którym jesteś swoim własnym Bogiem. Kijki zbyt szybko i zbyt gwałtownie wbijają się w śnieg. Ugnij nogi. Będzie łatwiej… Bolą plecy. Boli wszystko. Bezkrok jest jedynym, co ratuje cię z opresji. W połowie dystansu zrównujesz się z Terese. Walczycie do końca. Czujesz, że za chwilę kijek, na którym ukradkiem się wspierasz – pęknie i upadniesz znowu. Ona zaciska zęby, ty zaciskasz powieki. Przed końcem jest 3 metrowy podbieg. Terese wyprzedza cię. Powoli i systematycznie. O medalu możesz zapomnieć. Unosisz wzrok na linię mety. Jest blisko. Terese jest o pół narty przed tobą. Zaciskasz palce na kijkach. To twój absolutnie ostatni bieg w życiu. Kręgosłup będzie nie do naprawienia. Podbieg. Sześć bolesnych susów i jesteś na 5 metrach bezkroku. Ostatnia szansa. Nie wygrasz z Terese. Nie będziesz w stanie wjechać na linię mety poprzez wyciagnięcie jednej stopy bardziej niż ustawa przewiduje. Czeka cię długa rehabilitacja. Wielka cena, jaką przyjdzie zapłacić za swoje 5 minut. Wjeżdżacie na metę prawie idealnie równo. Terese o kilka setnych sekundy później. Wiesz, że zwolniła specjalnie. A ty... właściwie nie wjeżdżasz… Wpadasz w śnieg tuż za linią oznaczającą koniec twojej kariery. Kłębi się wokół ciebie wiele osób. Fotoreporter, trzech dziennikarzy i… nie wierzysz własnym oczom…
 „Edith Evensen – objawienie norweskich biegów ostatniego weekendu, w ostatnim biegu zajęła trzecie miejsce. Wypadek, któremu uległa na trasie nie stwarza jednak szans na powrót młodej Norweżki w tym sezonie”

„Niesamowita walka do ostatniej kropli krwi- dzisiejszy bieg w Falun miał dla Norweskich kibiców niezwykle emocjonujący przebieg. Młoda gwiazda norweskich biegów – Edith Evensen uległa poważnemu wypadkowi na ostatnim zjeździe. Heroiczną walką o 3 miejsce w konkursie, pożegnała ten sezon.”

„Wiadomość dnia: stan Edith Evensen poważniejszy niż donoszono na początku. Młoda Norweżka przechodzi teraz skomplikowaną operację kręgosłupa, która wymagała natychmiastowej reakcji. jak nam wiadomo – to właśnie kręgosłup uległ uszkodzeniu. O nowościach napływających ze szpitala będziemy informowali na bieżąco. Skądinąd wiadomo nam, że biegaczka może już nie wystartować w zawodach.” 

„To już pewne! Edith Evensen w bardzo ciężkim stanie trafiła do szpitala. Stamtąd napływają złe wieści. Biegaczki nie zobaczymy ani w tym, ani w następnym sezonie.”

 „Czy ma świadomość, że nie wróci na trasy biegowe? Niepokojące wieści z Falun.. Edith Evensen, która uległa poważnemu wypadkowi, jest wciąż nieprzytomna. Nic nie wskazuje na to, by groziło jej kalectwo – wiemy jednak, że młoda Norweżka już nie pobiegnie po medale.”

„Jeden gram brawury trzy gramy głupoty” emocji nie zabrakło. Edith Evensen poddawana jest skomplikowanym zabiegom po wypadku na trasie narciarskiej w Falun. Nastąpiło przemieszczenie trzech kręgów w części lędźwiowej kręgosłupa oraz złamanie jednego z nich.”

Ta prasówka. Każdej z gazet wydaje się, że wie lepiej. Tak naprawdę wiedzą niewiele, żeby nie powiedzieć nic. Serwisy przebijają się w zdjęciach i relacjach, chociaż to wszystko jest tylko częścią całej prawdy. Na żadnej stronie nie ma wzmianki o tym, co faktycznie dzieje się w szpitalu, a dzieje się wbrew pozorom wiele. Edith jest nieprzytomna. Gazeta, która opublikowała informację, że Edith nie będzie kaleką, kłamała. Nikt nie sądził, że będzie aż tak fatalnie.
Na krzesełkach ustawionych rzędem pod ścianą, siedzą Bjoern, Johan, Terese i Vegard. Terese siedzi z nich wszystkich najkrócej, z tej tylko przyczyny, że musiała udzielić kontrowersyjnego wywiadu, gdzie zaatakowana została pytaniami o ‘pomoc’ w sukcesie Edith, co widać bardzo się komuś nie spodobało. Poza tym, siedzi tu z własnej, nieprzymuszonej woli i uważa to za swój obowiązek.
Bjoern trzyma przy podbitym oku i rozciętej wardze woreczki z lodem. Kto mógł przypuszczać, że Johan ma tyle siły w rękach? Bjoern bierze całą odpowiedzialność za ten wypadek na siebie. Przyznaje też, że Edith skarżyła się na kręgosłup przed zawodami, ale nie zareagował. To za to Johan wymierzył mu sprawiedliwość.
Johan siedzi już spokojny. Chowa twarz w dłoniach i ciężko oddycha. Nie odezwał się ani słowem od wejścia do szpitala. Wysłał wiadomość rodzicom i powinni niedługo tu być. Wszyscy spodziewają się kolejnego wybuchu z jego strony. Jego milczenie istotnie musi być ciszą przed burzą.
Dalej, pod samymi drzwiami pokoju pielęgniarek siedzi Vegard. Vegard, który wydaje się być przejęty bardziej niż cała reszta razem wzięta. Co chwila gdzieś dzwoni, coś ustala, a potem wydziera się na Vilberga, gdy ten rzuca jakiś niestosowny żart. Nie jest wesoło. W dodatku nikt nie wie, co dalej z Edith.
- A jeśli... – zaczyna nagle Johan, unosząc głowę i zaszklone oczy kierując w stronę, gdzie zawieźli Edith – Jeśli to już koniec?
- Jaki koniec? – oponuje Vegard – Koniec, idioto?!
- Edith będzie ka... – ale słowo to nie chce mu przejść przez gardło, w dodatku głos drży mu bardziej i bardziej – Kaleką. Będzie niepełnosprawna. Tego kręgosłupa nie da się naprawić do końca. Ten wypadek... kosztował ją wszystkie marzenia związane ze sportem.
- Niekoniecznie – odzywa się nagle Terese. Spoglądają na nią z nadzieją – Ale też niewykluczone – studzi ich zapał, opuszczając głowę.
- Gdy wyjdzie ze szpitala... – rozbrzmiewa głos Bjoerna – Chciałbym się nią zająć. Chciałbym, żeby wróciła do...
- Domu? – podpowiada Johan.
- Nie nazwała mojego domu swoim domem – odpowiada Bjoern – A mimo to chciałbym, żeby tam właśnie wróciła.
- Matko, trzymaj mnie – mruczy pod nosem Johan, ale widać, że nie ma już ochoty na walki słowne czy wręcz z kolegą z drużyny. Czas biegnie, Vegard zdaje się widzieć i upływ czasu i wszelkie zmiany, jakie on ze sobą niesie. Trzy miesiące później znajduje się w tym samym miejscu, z bólem serca pomagając Bjoernowi i Edith w przeładunku wózka do samochodu. Tak, to on powinien być na miejscu Bjoerna.

***
I tak oto mamy wszystko jasne, a jednak nic nie wiadomo. 
Reszta jest w stanie fatalnym niestety, 21 rozdział będzie najbardziej szarpanym rozdziałem w mojej pisaninie. Wstyd mi, ale...

4 komentarze:

  1. Achhhhhh, a powiadają, że sport to zdrowie ... każdy jednak chyba zdaje sobie sprawę, że jedna sekunda nieuwagi, pecha może zmienić wszystkie największe marzenia w pył. Mam cichą nadzieję, że jakoś to wszystko się ułoży...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznę od tego, że wstyd mi, ze dopiero dzisiaj przeczytałam 19 rozdział. W którym genialny jest wątek kijków, naprawdę :)
    A jeśli chodzi o 20, to, dziewczyno TO JEST JEDEN Z LEPSZYCH ROZDZIAŁÓW JAKIE CZYTAŁAM W ŻYCIU. Jest naprawdę genialny. każde zdanie, słowo... wszystko tak idealnie się komponuje. Ta wstawka Tv2 i fragmenty z gazet... o, jak to mi sie podoba <3 Przegenialne, gratuluję! <3
    Jeśli chodzi o Edith... no cóż, szczęście w nieszczęściu. Bo jednak udało jej się dotrzeć na metę w dobrym czasie, na dobrej pozycji. Tylko ten wypadek, który wszystko a nawet i więcej popsuł. Swój sukces odkupiła kalectwem pewnie do końca życia. Coś za coś. Z jedenj strony spełnione marzenie, z drugiej poniekąd zrujnowane życie.
    Ale nadal ma przyjaciół, ludzi, którzy zawsze będą przy niej. Więc nie wszystko stracone :)
    I, ojej, to było naprawdę genialne.
    I nie, nie chcę jeszcze końca!

    OdpowiedzUsuń
  3. I ja teraz naprawdę nie wiem co napisać, bo tak mieszane uczucia rzadko miewam.
    Z jednej strony ambicja godna podziwu. Ambicja wielka, wzmacniana tylko determinacją w dążeniu do celu. Ambicja, której nie złamała kontuzja, na pewno przecież bolesna i nie dająca spać w nocy. Ambicja, na którą nie wszystkich stać i której niektórzy chyba nie byliby w stanie znieść.
    A z drugiej jedna, wielka głupota, zaślepienie w dążeniu do celu, stawianie sukcesu nad zdrowiem. Zdrowie jest jedno, sukcesy można odnosić w naprawdę wielu dziedzinach, choćby miało by to być usmażenie naleśników, które nigdy nie wychodzą idealne.
    Jeszcze nie jestem pewna która z tych rzeczy tutaj wygrała, ale szala niebezpiecznie przechyla się na stronę głupoty, niestety.
    Pozdrawiam.
    [meska-przyjazn]

    OdpowiedzUsuń
  4. Taką heroiczną walkę może zrozumieć jedynie ktoś kto wie, ile dla Edith znaczył ten bieg. Ile znaczy dla każdego zawodnika każda szansa na dobry wynik, na pobicie rekordu czy choćby wygranie z własnymi słabościami, które próbują zniweczyć ich trudy. Marzenia to coś o co warto walczyć, czasem do upadłego, kosztem własnego zdrowia czy życia. Chociaż daleko mi do sportsmenki to jednak po części rozumiem Edith. Jej ambicję, tysiące treningów. To miała być dla niej nagroda za wszystkie wyrzeczenia.
    To co napisałam na początku, że taką determinację może zrozumieć jedynie inny zawodnik idealnie pokazałaś na przykładzie Terese - ona jak nikt inny wie co w tamtym momencie czuła jej rywalka. Być może jako doświadczona zawodniczka była świadoma tego, że Edith nie będzie miała już szans na dalsze starty. W przeciwieństwie do niej samej.
    Strasznie smutny ten rozdział, ale jednocześnie muszę przyznać że świetnie napisany. Czułam się jakby oglądała jeden z tych morderczych biegów, w których zawodniczki zostawiają całe swoje siły.
    Jak mniemam Edith zostawiła tam znacznie więcej :-(
    Marzycielka

    OdpowiedzUsuń