niedziela, 20 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 7


Nie cierpisz pożegnań. Nigdy nikomu nie powiedziałaś tego wprost, bo nikt cię o to nie prosił, ani nie pytał. Właściwie to normalne, że jako człowiek myślący i rejestrujący swoje otoczenie, nie lubisz się żegnać. To za każdym razem oznacza, że jakaś część twojego życia, czasem bardzo mała część, zostaje zabrana przez osoby, które odchodzą. Teraz delikwenci wycofujący się na drugi plan, szwędają się jeszcze po korytarzu. Podchodzisz do tego najbardziej strutego. Wyciągasz ku niemu dłoń.
- Dzięki. Za początek. Raz już się przewiozłam na siedzeniu obok kierowcy. I już wiem co to znaczy „w nogach” kiedy za tobą siedzi niespełniony piłkarz, Fannemel.
- A. Tak… Może ty wcale nie musisz być taka zła jak na początku zakładaliśmy… - przerywa, widząc Vegarda. Vegard delikatnie mruży oczy, jakby analizował słowa kolegi. Rzucasz wzrokiem to na jednego to na drugiego.
- To ty tak założyłeś – mówi oskarżycielskim tonem Sklett.
- Niech będzie. Więc ja teraz burzę stereotyp siostry kumpla jako zła koniecznego, pasuje?
- To coo… Do zobaczenia – mówisz. Nie jesteś speszona. Nic z tych rzeczy. „Siostra kumpla”…
- Albo „żegnam” bo pewnie nie będzie cię tu pod koniec sezonu, a ja nie wiem czy w tym sezonie jeszcze wrócę. Bezpieczniej będzie „żegnaj”. Miło było poznać.
- Tak. Miło. Vegard? Pomożesz mi z nartami? Masz jeszcze te 10 minut do swojego transportu, co?
- Ta jest szefowo! Gdzie ten nieszczęsny sprzęt?
- Johan się z nim siłuje, ale chyba mu nie idzie, bo zapięcia już ledwo trzymają. Powiedziałabym ci, w którą stronę trzeba iść, ale chyba słyszysz i bez problemu trafisz?
- Wiesz co? Jednak mi się nie chce. Idę pograć na…
- Ani mi się waż. Vegard! Ja wiem, że Johan z nartą biegową w dłoni wygląda strasznie, ale uwierz, to ten sam człowiek, co 20 minut temu, kiedy okładaliście się rękawicami Bardala.
- Daj mi czteroletnią gwarancję na wykładanie pieniędzy na moją rehabilitację. Bjoern? Masz kartkę?
Baraniejesz. Romoeren patrzy na Skletta jakby widział takie cudo pierwszy raz w życiu. Potem spogląda na ciebie z niemniejszym zainteresowaniem. Kiwasz głową. „Ja też widzę takie cudo pierwszy raz w życiu”, zdają się mówić twoje oczy. Nitka porozumienia. Taki jeden makaronik spaghetti. Jesteś głodna. Zdecydowanie. Vegard dalej stoi i czeka na sporządzenie jakiejś umowy, gotów ruszyć w świat w poszukiwaniu kawałka papieru, na którym da się pisać i długopisu, którym da się to coś, cokolwiek napisać. Romoeren spuszcza wzrok na swoją torbę.
- Spokojnie Vegard. W takim razie… pomóż mi z torbą. Jestem pewna, że moje narty jakoś się spakują, a czy będą się nadawały to jazdy po wypakowaniu, to się dopiero okaże.
***
- To kiedy się widzimy Sklett? – pytasz zapakowana do autobusiku. Vegard nie potrafi porozumiewać się na migi, to wiesz na pewno. Pokazuje ci na placach. Dnia 3.03. roku tego samego. Machasz jemu, Johanowi i Bjoernowi, co do reakcji którego nie jesteś przekonana. Dopiero w lusterku (tak, siedzisz „w nogach”) zauważasz, że wzorem Johana – który zawija dłonią jakby od tej czynności zależało jego życie, i Vegarda – który macha szeeeroooooookooo, kiwając się przy tym na boki, Romoeren unosi nieszczęsną dłoń, potrząsa nią kilka razy i opuszcza, tak żeby nie było w tym machaniu przesady ani powściągliwości zarazem. „Idealista” myślisz, zadowolona, gdy Vilberg wpycha ci w dłoń ryż oblany czekoladą.
- Smacznego. Nie opluj mnie, bo będziesz sama prowadziła – i życie w pudełku wariatów rozpoczyna się od początku, a ten początek wyznacza monotonne stukanie czubka buta Fannemela o brzeg twojego fotela.
Za grosz monotonii, za grosz ciszy, za grosz prywatności. Bez przerwy odgłosy walki zza twoich pleców. Przeszukujesz torbę w poszukiwaniu czegoś nadającego się do jedzenia tudzież zapchania głodu.
- Niestety, Vilberg, preparowany ryż z czekoladą to nie wszystko, co mi potrzebne do życia – tłumaczysz, gdy ten skarży się, że przewalając swoje rzeczy w torbie, połowę wywaliłaś na jego kolana. Zamiast patrzeć na drogę, zagląda ci do torby.
- A to… ten szalik to co to? – pyta a ty chcesz się natychmiast boleśnie znokautować, ale gdy twoja dłoń już wędruje ku czołu, nagle uświadamiasz sobie, że jedyny szalik jak masz ze sobą to ten na szyi, a ten w torbie, tworzący tajemnicze zawiniątko, należy do Skletta.
- Co to tu robi? – rzucasz oskarżycielsko za siebie, jakby Vegard miał tam siedzieć i pokornie czekać na kazanie o niewwalaniu swoich rzeczy do cudzych toreb. Ale Vegarda tam nie ma. O tym fakcie informuje cię dosyć dziwny wzrok Velty, wyrwanego z transu (o ile transem można nazwać spełnianie się w roli wykładowcy na tematy żywieniowe z podkreśleniem krojenia papryki w gwiazdki) . Odwijasz zawiniątko pod czujnym okiem Vilberga i kiedy wyjmujesz z tego nieszczęsnego szalika PlayStation, wszyscy siedzący za tobą, przypominają sobie, że nie dokończyli grać i w konsekwencji rozpoczyna się wielka, jakże nagła migracja po PsP, które zaraz zostaje ci wyrwane z ręki i tyle je widzisz.
- No przynajmniej Sklett załatwił nam ładną godzinę bitwy o grę, którą i tak w konsekwencji wygra Hilde. Zobaczysz. Za… - Villi spogląda na zegarek – dokładnie 48 minut i 23 sekundy, Tom Hilde będzie z pasją wywijał PlayStation, podczas gdy reszta, a w tym ty i ja, będzie z zazdrością spoglądała na świetną zabawę Pyśka.
- Kogo? – pytasz podejrzliwie, ukradkiem ustawiając stoper w telefonie.
- Pyśka. Tego delikwenta, który pozornie nic sobie nie robi z krążącego po samochodzie, cacka. Teraz otworzy gazetę, pośmieje się ze zdjęć, pokaże nam parę zabawnych nazwisk, których sam nie potrafi przeczytać, następnie będzie usilnie próbował je przeczytać, potem wciśnie nam gazetę do przodu i zażąda przeczytania, jakiego łamańca językowego (najlepszego nazwiska oczywiście), po chwili wyciągnie kanapkę, spałaszuje w minutę z przecinkami…
- HILDE?! MASZ KANAPKĘ?! – Vilberg łapie się jednocześnie za głowę i za kierownicę. Tom kiwa głową, wyjmuje jedną ze swoich kanapek i podaje ci ją z miną świętego Franciszka.
- Co dalej? – pytasz usatysfakcjonowana
- Hilde wyjmie drugą kanapkę – duka Andreas. A w jego oczach czai się mały głód. – Potem zażąda… hm… Edith? Naprawdę jesteś głodna?... Zażąda… liścia sałaty? Y..Hm… Nie… Zwrócenia gazety, żeby znowu mógł się… ułam kawałek… Więcej… Żałujesz mi?! Dobra… Prószysz… Ej! Ja tego nie będę sprząta… Dobra. Posprzątam… A Hilde zażąda gazety z powrotem, żeby to wszystko pokazać Fannemelowi i … Tom? Genialne kanapki. Masz jeszcze? Nie? Nie szkodzi, zrobisz mi taką na miejscu…Gdzie? Dokładnie to jak dojedziemy… Ma ktoś herbatę?!
***
Jedno krótkie spojrzenie na pokój, w którym cię zakwaterowano. Uważają cię za niepełnosprytną, bo Vilberg wychodząc rzuca coś w stylu „W razie niebezpieczeństwa biegnij dwa balkony w lewo bo ja tam mam pokój, a tak poza tym to przekaż Vegardowi, że PsP się zacięło i nie działa do tej pory, mimo, że Bardal dwa razy to rozkręcił widelcem, skręcił nożem i poprawił łyżką przy kolacji. Zresztą sama widziałaś.”. Jeżeli Vegarda rzeczywiście w środku nocy zainteresuje stan PsP i ten zadzwoni, to na pewno zejdzie na zawał. A już na pewno, gdy powiesz mu, że to Stjernen kibicował żółtemu samochodzikowi.
Masz na teraz jedno postanowienie. Nie dać się zwariować. Tu jest o to łatwo. Wyglądasz przez okno – ciemno. Vilberg nie jeździ wolno. Vilberg – można powiedzieć – wcale nie jeździ tylko sunie. To sunięcie trwa dłużej niż twój powrót do domu po 20 km sprintu. Albo dokładnie tyle samo…
Do północy ścigają cię odgłosy zza ściany. Za pierwszym razem nie reagujesz. Za drugim wstajesz. Za trzecim dochodzisz do drzwi swojego pokoju i wracasz. Za czwartym niemal wyrywasz klamkę w pokoju obok. Za piątym razem już masz wstać, kiedy cała hałasująca zgraja staje w twoim progu z informacją, że już nie będą.
Masz przed sobą moment, w którym żaden Vegard nie przyjdzie pograć na PlayStation ani żaden Romoeren nie przyjdzie z herbatą. Żaden Johan nie będzie głośno myślał na temat twojego biegania. Twój moment, kiedy na korytarzu cichnie głos Alexa. Wszystko cichnie. Nie ma nic ponad bezsenną noc z milionem myśli, które napływają jedna po drugiej, a każda z nich dyktuje nowy scenariusz. Jest lepsze dzisiaj, które jutro stanie się wczoraj. Doskonała chwila na wprowadzenie zmian w swoje życie. Godzina 00:39 kiedy ostatecznie mogą spełnić się marzenia. Spoglądasz na wyświetlacz telefonu. 3 nieodebrane od Bjoerna. Ostatnie 9 minut temu. Doskonała pora na pogawędkę panie Romoeren. Czwarte podejście… Telefon zaczyna zataczać na poduszce szalone kółka, niczym opętany królik.
- Halo? Edith?
- Zakład pogrzebowy „Czy to już?” słucham?
- Boże! – wzdycha Bjoern. Jest zirytowany marnym żartem o 9 lat młodszej od siebie gówniary. Pewnie dzwoni w jakiejś arcyważnej sprawie, takiej, która nie cierpi zwłoki (‘zwłoki, zwłoki’ odbija się echem w twojej czaszce). A ty wyjeżdżasz z jakimś typowym dla siebie tekstem. Normalnie pewnie nie wydzwaniałby po nocy do 'siostry kumpla'.
- O co chodzi?
- Mamy dla ciebie propozycję nie do odrzucenia – zapowiada bojowo. W ostatniej chwili masz siłę ugryźć się w język. Dziwne, że nawet senna masz ripostę na każde słowo Romoerena z osobna. – Vegard i ja postanowiliśmy cię wytrenować.
TO nic, że słyszysz ostatnie słowo jako „wytresować”. TO nic, że zaraz po tym Bjoern zaczyna recytować plan działania. TO nic, że oni się nie znają na biegach i nie przyjmują odmowy do wiadomości.  Siedzisz oszołomiona przez ładne 20 minut. Spoglądasz na narty zajmujące kąt w pokoju. Oni nie wiedzą, a ty zaczynasz mieć wątpliwości. Pierwszy raz od narodzin chyba. Wątpliwości. Słowo do tej pory obce, teraz zajmuje twoje myśli. Johan nie powiedział im o jednej bardzo istotnej rzeczy…
***
Tym razem rozdział pojawia się planowo, ale trzeba sobie powiedzieć szczerze, że szału nie ma. Może jeszcze to, że ciężko mi się ze wszystkim wyrobić, ale ten fakt akurat najłatwiej usprawiedliwić lenistwem. Oby do ferii ;-)

6 komentarzy:

  1. Oranyboskieświęte, przecież to się na bank dobrze nie skończy. To się z definicji nie może skończyć lepiej niż katastrofą czy tam końcem świata, tym razem takim prawdziwym. Przecież oni z bieganiem mają tyle wspólnego, co ich trener przegoni na treningu, a z bieganiem na narach już zupełnie nic. Oprócz tego, że mają znajomą zawodniczkę.
    Takie podstawy nic dobrego nie wróżą.
    Nie wróży też nic dobrego ostatnie zdanie. Że Johan coś bezczelnie przemilczał, to rozumiem, bo oni generalnie mają problem z odsiewaniem informacji istotnych od tych ważnych trochę mniej, ale że ja też nic o tym nie wiem, to już rozumiem, ale nie akceptuję;D
    Pozdrawiam.
    [bkurek]

    OdpowiedzUsuń
  2. 1. pokaż, w którym miejscu nie ma szału.
    2. mam obawy co do trenowanie Edith przez Bjoerna i Vegarda i chyba słusznie się boję.
    3. - Hilde wyjmie drugą kanapkę – duka Andreas. A w jego oczach czai się mały głód. – Potem zażąda… hm… Edith? Naprawdę jesteś głodna?... Zażąda… liścia sałaty? Y..Hm… Nie… Zwrócenia gazety, żeby znowu mógł się… ułam kawałek… Więcej… Żałujesz mi?! Dobra… Prószysz… Ej! Ja tego nie będę sprząta… Dobra. Posprzątam… A Hilde zażąda gazety z powrotem, żeby to wszystko pokazać Fannemelowi i … Tom? Genialne kanapki. Masz jeszcze? Nie? Nie szkodzi, zrobisz mi taką na miejscu…Gdzie? Dokładnie to jak dojedziemy… Ma ktoś herbatę?! <-- PERFEKCJA. po prostu.
    4. jesteś moim cichym mistrzem! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacznijmy od tego że gadka Vilberga jest jedną z najlepszych rzeczy jakie przeczytałam :D Powaliła mnie na kolana, naprawdę, i nawet trochę się pośmiałam:) Poprawiłaś mi humor. Czy Andreas nie myślał o zostaniu komentatorem i showmanem? Nadawałby się cudownie, a to jego przeiwdywanie przyszłości... Cód miód i orzeszki, heheh :D
    Poza tym, przeraża mnie Bjoern i jego stosunek do Edith, przy nim Vegard to taki miś, nieco postrzelony, ale jednak miś do przytulania, biedny zresztą, jak się dowie, że sprzątnięto mu psp, to może wylądować na OIOMie... Przypadkiem nie jest to sprawka Johana lub Bjoerna? tylko oni byli w pobliżu...:P
    Trenowanie Edith, biegaczki narciarskiej, przez skoczków narciarskich? Ależ to się skończy katastrofą! Zgoda, i tu i tu są używane narty, ale czy oni nie wiedzą że ich narty i jej są tak podobne ja pięść do nosa? Biedni niedouczeni skoczkowie:( Edith, nie zgadzaj się, proszę:P I ciekawe co Johan zataił...
    Dziękuję za wizytę u mnie! Bardzo mi miło, że się pojawiłaś wraz z ciekawym komentarzem :)
    pozdrawiam serdecznie i czekam już z niecierpliwością na nowy u Ciebie! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział idealnie pokazuje jakimi są wariatami. I wiesz co? Uwielbiam ich w takim wcieleniu, strasznie mi się podoba sposób w jaki ich kreujesz :-)
    Pomysł z trenowaniem Edith wydaje mi się troszkę zwariowany, zresztą pasuje do nich. Jestem ciekawa co z tego wyniknie, bo spodziewam się... właściwie sama nie wiem czego. Pewnie jak wielokrotnie wcześniej mnie zaskoczysz. Liczę na to, bo lubię być zaskakiwana.
    I jestem też zaciekawiona, lekko przestraszona ostatnim zdaniem. Co takiego przemilczał Johan? Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i jeśli znów się spóźnię z jego przeczytaniem, to z góry przepraszam. Ale czekam :-)
    Marzycielka
    ps. zapraszam też do siebie http://druga--twarz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam to opowiadanie i uwielbiam ciebie, Baranku, wiesz?
    Jest idealne, wszystko jest idealne.
    I ci skoczkowie, wariaci, wspaniali, troszeczkę jeszcze dzieci. Ale takie cudowne, kochane dzieci.
    Wszystko jest pięknie, wszystko jest wspaniale.
    Edith jest świetna.
    I w ogóle kocham.

    OdpowiedzUsuń
  6. Romoeren i Sklett trenerami narciarstwa biegowego - ciekawe, nie powiem, ale czy bezpieczne ? Raczej sądzę, że nie bardzo, chociaż mogę się mylić i miejmy nadzieję, że się mylę ;D
    Vilberg i jego opowieść przerywana rozmową z Hilde - po prostu kocham <3 niczego lepszego chyba nigdy w życiu nie czytałam :*
    Po za tym Hilde Pyśkiem - hahaha ;D
    I oczywiście biedny Vegard, który niestety stracił swoje cacko i biedny nie będzie miał na czym grać...
    Edith jako żartowniś i jej "zakład pogrzebowy "Czy to już?"" - nie powiem budzi wspomnienia, gdy wraz z moim bratem nie byliśmy w stanie odebrać telefonu i powiedzieć zwykłego "Słucham" itp.
    Jej, tu jest tyle wspaniałych rzeczy, a ty mówisz, że nie ma szału... Aż się boję pomyśleć jak fantastyczny musi być rozdział, który twoim zdaniem "robi szał" ;D
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń