- Hej trybuna! – wrzeszczy Jacobsen,
oberkiem podążając przed siebie, w bliżej nieokreślonym kierunku, wykonując
skomplikowane akrobacje podczas podskoków. Johana dostrzegasz, jak wstaje ze
śniegu i zaczyna otrzepywać kurtkę. Macha ci wesoło.
- To ty sobie tam idź a ja sobie tam idę
– tłumaczy ci rzeczowo Romoeren i umyka zanim się orientujesz. Ku Johanowi
pielgrzymuje z tobą Hilde. Pielgrzymka to to właściwie żadna, do momentu, kiedy
Tom nie zaczyna nucić. Potem śpiewać. Na końcu drzeć pyska tak donośnie, że
zagłusza kłótnię małżeńską i za to jeszcze obrywa torebką.
- Szczeżuja – wita się z tobą Johan.
Hilde dryga jak panna dworska. Jeśli rzadko cieszysz się na widok Johana, to
ten wybuch radości może go zdziwić, ale nie dziwi. A może tego po prostu nie
dostrzegasz. Po 15 minutach Anders i Tom zmywają się z trybun. Powinni być na
górze i to dawno, co uświadamia im machający Vilberg.
- Co z rodzicami? – pytasz niepewnie.
Wzrok Johana jest utkwiony w szczycie skoczni. Na moment jeden z kącików jego
ust wędruje w górę. Półuśmiech bez tej zwykłej igraszki po chwili gaśnie.
- Wiedzą – słowo wystarcza. Wiedzą,
znaczy nie są zadowoleni. Pewnie rozżaleni. Rozczarowani. Ale może za kilka…
miesięcy…może lat… będą potrafili zrozumieć, że ich syn…
- Nie przejmuj się nimi.
- To ty się nimi nie przejmuj. Teraz,
kiedy nie mogą wymagać ode mnie…
- Przestań – Johana tu prawie nie ma.
Milknie. Nie lubi, kiedy się mu przerywa, ale to nie jest powód, dla którego
się nie odzywa.. On po prostu nie chce kończyć tego zdania. Pozwala słowom
ulecieć z tym wiatrem, rządzącym się na skoczni. Przechylasz się przez
barierkę. Przymykasz oczy.
- Lubię ten cyrk – spoglądasz na niego
zdziwiona. Johan spuszcza głowę. Przypominasz sobie, że tak samo wyglądał, gdy
przyjechał na święta pierwszy raz od wyprowadzki. Miał taką samą minę i gdy
ukradkiem rozglądał się po starych kątach, też jakby mówił „lubię ten cyrk”. Spoglądał
na drzwi łazienki, pod którą zazwyczaj toczyły się te najbardziej zażarte boje
o uciekający czas. Obserwował to, jak na doskonale wypolerowanych figurkach,
szafkach i komodach osiadają drobne pyłki kurzu. Potem przeglądał się w tych
samych lśniących talerzach. Słuchał tych samych słów wsparcia, słów
zagrzewających do boju i życzeń na kolejne starty. Wtedy wykpiłaś się słowami
„wesołych świąt” i przez resztę kolacji, dzielnie znosiłaś oburzony wzrok mamy.
- Mówisz jakbyś miał umierać- prychasz.
Doskonale pamiętasz jak czasami psioczył na niesprawiedliwość. Jak na początku
bolały go zmienne warunki i niskie noty, gdy starał się jak mógł, a nie
wychodziło… Jak potem, gdy rzekomo zrozumiał sens tego niesprawiedliwego
sportu, wpadał do domu i gdy tylko mógł, próbował pouczać cię, że wszystko
trzeba umieć znieść. Do tej pory nie wierzysz, że mówił szczerze. Widziałaś ten
zawód w jego oczach, gdy przyjeżdżał na kilka dni po nieudanym starcie.
Widziałaś walkę, którą toczył sam ze sobą, gdy miał zepsuty sezon już w
połowie. Ale przede wszystkim powalał cię ten ośli upór, który ciągle wiódł go
do przodu i nie pozwalał ani na chwilę zwątpić.
- Niewiele mi brakuje. Patrz. To Jacobsen
– wskazuje na belkę, na której zasiada Anders. Obserwujesz jak Johan patrzy na
szczyt Vikersundbakken. Mruży oczy. – Słyszysz? – pyta, gdy Jacobsen sunie po
rozbiegu. Patrzysz na niego jak na wariata. Masz słyszeć zgrzyt nart o tory?
Ale nagle do twoich uszu dociera TEN dźwięk. Gdy narty z impetem uderzają o
zeskok i rozlega się burza oklasków. Brzmi jak jeden złożony dźwięk. Jak
piosenka.
- Na górze to słyszą? – pytasz. Johan
kiwa głową.
- Inaczej. Tam to zupełnie inny dźwięk. Taki
dźwięk strzaskanych marzeń dla tych na dole, dla nich znaczy, że dzień próby
już nastał.
- Pójdę po herbatę – mówisz. Znikasz w
tłumie. Odwracasz się po chwili i widzisz, jak Johan, wpatrzony w kolejnego
przedskoczka na rozbiegu, kiwa głową sam do siebie.
***
Czujesz się zbędna. Wracasz do hotelu
niesiona rzeką kibiców. Jeśli nagle chciałabyś zmienić kąt natarcia,
skończyłoby się źle. Trzymasz Johana pod rękę. Dzień typowo nie taki, jaki
każdy kibic sobie wymarzył. Tysiące serc schodzących ze skoczni bije nieco wolniej
i mniej radośnie niż, na co dzień. Johan prosi, żebyś nie była porywcza. Nie
będziesz. Współczujesz i jest ci niesamowicie smutno. Najchętniej zamknęłabyś
się w swoim pokoju i przeryczała całą noc. Johan spogląda na ciebie jakby
widział cię po raz pierwszy. Odwracasz się. Nie będziesz mu tłumaczyć.
Atmosfera jest, jaka jest. Większość
siedzi przy stole i popija herbatę. Nikomu nie smakuje. Nikt się szczególnie
nie wyróżnia. Te same miny, te same spojrzenia. Nikt nie przewraca oczami.
Wszyscy wyglądają nieswojo. Nie ma z nimi Romoerena ani Stoeckla. Obaj wyszli.
Nie widziałaś żadnego od powrotu ze skoczni. Chciałabyś zobaczyć obu, ale chyba
się nie doczekasz. Jako pierwsza odstawiasz kubek i wstajesz. To samo robi
Hilde. Chętnie wyszłabyś gdzieś na jakiś spacer, żeby odreagować, ale to może
zburzyć święty spokój, a przynajmniej jego pozory. Wszyscy patrzą na ciebie
wyczekująco. Są ciekawi, co zrobisz.
- Idzie ktoś pobiegać? – pytasz, bo to
jedyne co w tej chwili przychodzi ci na myśl. Fannemel ma taką minę, jakby
chciał się histerycznie roześmiać.
- Idę – postanawia Johan. Velta
niepewnie, ale jednak potakuje. – Ale tak teraz?
- A co to przeszkadza? I tak się tu nie
przydamy…
- Znaczy... No tak. Ale jak wrócą i
nikogo nie będzie…
- Jak to nikogo? Oprócz ciebie i Rune,
nikt się nie deklarował na jakieś spacery po nocy.
- To my z Fannim też jedziemy – ogłasza
Tom. Johan kiwa jakby to właśnie przewidywał. Cała grupa powoli dopija swoją
herbatę. Potem wszyscy wstają, by w mozole udać się ku wyjściu. Obywa się bez
niespodzianek, bo w drzwiach wyjściowych nie natykacie się ani na trenera, ani
na Bjoerna. Powoli ruszacie przed siebie. Po drodze mijacie Polaków wracających
z pizzy. Oglądasz się za siebie. Większość idzie jak na ścięcie..
- O tej porze wam się na spacerki
zebrało?! – ten głos was wszystkich paraliżuje. Unosisz głowę, a wtedy
większość skoczków mija cię w szaleńczym pędzie. Widzisz jakąś znajomą twarz.
Zaraz zasłaniają ją skoczkowie, niezwykle rozemocjonowani i zaskoczeni.
- Dzień dobry trenerze – uśmiechasz się
w końcu, gdy przypominasz sobie, że znasz tę twarz. Jej właściciel był częstym
gościem w waszym domu, zanim Johan się wyprowadził.
- Edith! – Mika Kojonkoski we własnej
nieprzeciętnej osobie, gotowej pouczać w każdej chwili dnia i nocy.
Przytakujesz zamaszyście, prowokując pytanie Toma czy aby na pewno nie
potrzebujesz kołnierza ortopedycznego. Geniusz, a nie diabeł tkwi w szczególe.
W konsekwencji niezwykłego spotkania, nici z włóczenia się po mieście. Wyjście
kończy się rozmową z Miką, który nieopatrznie zawędrował w okolice hotelu w
Vikersund. Wracacie po północy, gdy ci, którzy zostali już śpią a ci, którzy
wrócili, właśnie się do tego przygotowują. Na widok snującego się po korytarzu
Romoerena, dopada cię martwica umysłu.
- Herbatę robisz? – pyta Johan. Pytanie
brzmi głupio, chociaż Romoeren istotnie unosi nad głowę czajnik do połowy
wypełniony wodą. Pytanie niesie się echem przez całą długość skrzydła hotelu.
- Zgubiłem... słuchawki zgubiłem – Wpadasz w pierwsze drzwi, jakie masz pod
ręką. Zaraz z tych drzwi wychodzisz. Johan wskazuje ci właściwy pokój.
Dziękujesz skinieniem głowy. Nie wiesz, co dzieje się dalej. Zdecydowanie za
dużo .Zasypiasz zanim wraca Johan. Nie wiesz, kiedy wraca. Nie obchodzi cię to.
Przynajmniej tej nocy.
***
Przerwa była długa, zainspirowałam się bardzo, pójdzie lepiej albo wcale nie pójdzie :D
Ciekawy rozdział. Ja mam jakieś dziwne wrażenie, że Edith za bardzo się odgradza od świata, po to, aby jej nie zraniono. I wciąż jej ciężko przyjąć do wiadomości odejście brata ze sportu. No tak, spotkanie z Kojonkoskim z reguły niweluje wszelkie plany :P Ale dziwnie to tak, witać się z nim jak ze starym znajomym... Ja bym się czuła nieco głupio, znany i przede wszystkim były trener Norków..:P I co się stało Ber-owi? Tak to opisałaś wszystko, że miałam wrażenie poruszania się w jakimś śnie który istnieje jedynie w głowie Edith. Swoją drogą to ładne imię :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość, oby o wiele szybciej:)
pozdrawiam, graffiti [ostatni-skok.blogspot]
Tam już naprawdę tylko Baby z Dziadem oprócz Kojonkoskiego brakowało. Zamknęło się to niewątpliwie w jakąś spójną całość, ale zaraz potem pojawił się Bjoern z czajnikiem i zaczęłam wątpić, czy to wszystko naprawdę działo się na jawie, a nie na przykład w jakimś śnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
[bkurek]
"Herbatę robisz" cudowne pytanie, które kilka lat temu usłyszałam od Simona Ammanna. Co prawda tylko we śnie, ale zawsze wywołuje we mnie pozytywne skojarzenia :-)
OdpowiedzUsuńMyślę, że rodzice jeszcze nie do końca oswoili się z decyzją Johana. Wydaje mi się, że to przez to iż nie mają teraz powodów do chwalenia. Wiadomo każdy rodzic jest dumny ze swojego dziecka,każdy chwali się jego osiągnięciami. Jego rodzice niestety nie powiedzą już "mój syn Johan wygrał zawody, czy zdobył tytuł mistrza" (chociaż osobiście chciałabym, aby było inaczej) Muszą się przestawić tak jak on. A i po nim widzę, że wciąż tęskni za skokami, chyba sam nie do końca pogodził się z tym, że zdrowie czy ciało odmawia mu posłuszeństwa, chociaż serce chce wciąż skakać. Ciężka sprawa :-(
Fascynuje mnie Edith. Nie umiem jej jeszcze rozgryźć do końca. Wydaje mi się być skromną dziewczyną, ale jednocześnie jest w niej coś takiego... sama nie wiem co. Jak mówię - nie rozgryzłam jej jeszcze :-)
Wydaje mi się też, że nieco zmieniły się relacje między bohaterami. Zniknęła gdzieś zazdrość, którą wyczuwałam w początkowych rozdziałach.
No i Kojonkowski - kolejny sentymentalny bohater :-)
Bardzo cieszę się, że znalazłaś chwilę na mój blog. Miło mi powitać nową czytelniczkę, która mam nadzieje zostanie do końca opowiadania.I zapraszam dzisiaj na nowy rozdział http://druga--twarz.blogspot.com
ps. mam pytanko, czy mogłabyś udostępnić komentowanie również dla anonimowych czytelników? Ogromna prośba z mojej strony, ponieważ przeważnie komentuje bez logowania się na blog. Jeśli to nie możliwe, to ok, rozumiem :-)
Pozdrawiam.
Witamy pana Mikę, miło, że pan wpadł :))
OdpowiedzUsuńI Polaków, którzy wracają z tej swojej pizzy też witamy <3
Bjoern i czajniczek, chciałabym to zobaczyć na własne oczka :))
Jestem. Wreszcie.
OdpowiedzUsuńI przepraszam, że tak późno. Wybacz, kochana.
Edith. I Johan. I Bjoern. I Vegard.
I Mika Kojonkoski, którego kocham (dlatego w moim bjoernie to on był trenerem).
Johan skończył karierę, Edith zostanie sama z chłopakami?
I czajniczkiem, oczywiście.
I kocham, oczywiście. Cudownie piszesz, oczywiście.
Wracam do angielskiego, oczywiście.