niedziela, 30 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 5


Bohaterów już nie ma. Nie ma i nigdy nie będzie. Nie zakwalifikowali się do naszej czasoprzestrzeni, albo zakwalifikowawszy się, nie sprostali oczekiwaniom. Bohaterowie byli. I wtedy świat był wspanialszy. Trudno jest pogodzić się z tym, że z dnia na dzień świat staje się bezbarwny. Ostatni bohater stoi w drzwiach pokoju z walizką, która już nigdy nie pojedzie na zawody. Rzeczy z walizki zalegną na dnie jakiejś szafy. I nic nie będzie już takie jak wcześniej.
- Cześć Szczeżuja. Do zobaczenia w domu – półuśmiech. Oddychasz głęboko. Nie odwzajemniasz uśmiechu. Boisz się, że kąciki ust zamiast w górę, powędrują w dół. A nie chcesz tego najbardziej na świecie.
- Słucham? – dziwi się Vegard. On właśnie ubiega twoje słowa.
- Miło mi. Szczeżuja jestem – podajesz mu dłoń, uśmiechając się nerwowo. Właściwie nie wiesz co on tu robi, ani jak się tu znalazł. Nie przypominasz sobie, żeby wpadł oknem, bo w drzwiach od kilkunastu minut stały walizki Johan, czyli bariera niepozwalająca na przeniknięcie na korytarz.
- Co to Szczeżuja? – irytuje cię to. Wskazujesz drzwi tak subtelnie, że Vegard spogląda z przestrachem na Johana. Ten kiwa tylko głową i nieco odsuwa walizki. Gdy Sklett go mija, Johan może pokusić się o wyjaśnienie:
- To mięczak taki. Taka małża. Zazwyczaj ma taki sam humor jak Edith.
- Dzięki szczurze – warczysz, ale gdy tylko Vegard znika w horyzontu, dopadasz brata i mocno go przytulasz.
- Mięczak – cieszy się Johan.
- Nie. Szczeżuja – odpowiadasz – Nie chcę żebyś wracał do domu.
- Oczywiście. Pomieszkam jeszcze u siebie, ale potem… EJ! Ty chcesz, żebym wcale nie wracał?! Bo ty już wiesz, że będę chciał odzyskać pokój!
- Mój pokój?!
- Mój pokój!
- Dobra. Cicho. To smutne, że już... już...
- Jak wrócisz do domu to będziemy biegać na nartach. I pojedziemy sobie gdzieś. I pobędziemy sobie długo, długo, długo w jednym domu i będziesz mnie miała dosyć. I…
- Błagam. Ty mi powiedz, że mnie tu nie zostawiasz i tak sobie żartowałeś. Dawaj walizę i rozpakowujemy.
- Edith, jesteś niepoważna.
***
Trzy dni. Dzień w dzień. Trzy dni w towarzystwie tych zmieniających się ustawowo wariatów i mówisz sobie dość. Od trzech dni nie myślisz o niczym innym tylko o Johanie i reakcji rodziców. Od kilku dni nie masz z nimi kontaktu. Nie masz, bo nie chcesz. Słuchać tych słów rozdzierających serce. Tego jak matka płacze do słuchawki i błaga drżącym głosem, żebyś przemówiła bohaterowi do rozumu. To o tyle niesprawiedliwe, że żyją tylko jego życiem, ale o tyle sprawiedliwe, że tak naprawdę nigdy nie chciałaś mieć takiego życia, jakie on ma. Prawda. Zazdrościłaś mu sukcesów, sławy i uznania. Tego zamieszania wokół niego – wcale.
Przypominasz sobie jeden szczególny dzień, kiedy podeszłaś do drzwi i oślepił cię błysk fleszy. Wtedy Johan, zauważywszy twoje przerażenie, gdy się odwracałaś, wyminął cię w drzwiach i pognał do dziennikarzy. Wówczas byłaś na niego wściekła. Twierdziłaś, że CHCIAŁ pogadać z reporterami i wykreować się w wielkim świecie. Potem zrozumiałaś, że wyprowadzka była jedynym rozwiązaniem, jakie brał pod uwagę żeby cię chronić. Robił to dla ciebie. Zawsze miał na uwadze twoje szczęście i czasem byłaś dla niego ważniejsza niż sukcesy. Ale duma założyła ci okulary, które dopuszczały tylko jedno światło do twoich oczu.
W każdym razie. Po trzech dniach obijania się wśród rozmów na tematy bardziej lub mniej ci znane – masz wszystkiego po dziurki w nosie i zaczynasz dopuszczać do siebie myśl, że musisz się szybko zabrać za wywiady ze sztabem. Jako następny punkt w planie, figuruje powrót do domu – szybko, łatwo i przyjemnie. Ale niestety sztab… No właśnie. Sztab woli z tobą rozmawiać o wspaniałym serniku ciotki Halinki, niż na tematy czysto sportowe. Łapiesz Vilberga, ale ten ponoć jest zmęczony. Tak zmęczony, że w połowie opowiadania o wszelkich aspektach funkcjonowania serwismenów może zasnąć i zacząć chrapać, lunatykować lub grać w golfa. Nie chcesz być ofiarą, nie chcesz słuchać ani patrzeć. I tak naprawdę wcale nie miałaś zamiaru tu jechać. Judith nie odbiera tak jak nie odbierała od momentu kiedy Johan zaproponował taką a nie inną pomoc w projekcie.
Jakoś wieczorem, (kiedy wiesz, że kolejny dzień zmarnowałaś koncertowo) przychodzi SMS. Autor: Johan.
„Obowiązkowo stawiasz się na trybunach. Obowiązkowo- powtarzam”
Mrugasz gwałtownie, a widzący to Fannemel pyta, czy nie zdziera ci się rogówka. Odpowiadasz kulturalnie, że oczywiście NIE. Fannemel rozregulowuje się psychicznie.
„Będziesz? Przyjeżdżasz na skoki?”
W oczekiwaniu na odpowiedź, w podskokach ruszasz do trenera. I w tak nieoczekiwanym i szczęśliwym momencie, nadchodzi kataklizm zapowiadany przez Johana. ZATRZĘSIENIE. Jedno wielkie, cholerne zatrzęsienie. W pierwszym starciu w drzwiach z Romoerenem nie masz najmniejszych szans.
- O MATKO BOSKA ŚWIĘTA!!!!!! – zakrzykuje gladiator zbierając szczątki swojej ofiary – ciebie – z progu. Kręci ci się w głowie. Najchętniej huknęłabyś delikwenta między oczy, ale nie chcesz kompromitacji, gdy świat rozjeżdża ci się w pięćdziesięciu kierunkach jednocześnie.
- Jest iiiiiiiiiiiiziiiiiiiiii. Puszczaj wredna skandynawska kreaturo – mówisz spokojnie – Mam dwie narty w kącie pokoju i nie zawaham się ich użyć. - Przychodzi wiadomość od Johana.
„Podaję namiary na właściwą trybunę…”
Ale wtedy Bjoern zabiera ci telefon i dzikim wrzaskiem informuje kolegów, że Johan Remen Evensen jednak nie do końca zwariował i wybiera się do nich na wielkie kibicowanie. Ale wtedy to do ciebie trafia. Wieszasz się na przypadkowym ramieniu. Jest ci trochę słabo, przez połączenie SMS’a ze zderzeniem z BER’em.
***
Szczęśliwego NOWEGO ROKU 2013! 
Spełnienia najskrytszych marzeń, stawiania sobie kolejnych celów do osiągnięcia, dużo sił by pokonać codzienne trudności, mnóstwa uśmiechów i wszystkiego co sprawi, że nadchodzący rok będzie wspanialszy niż wszystkie ubiegłe lata!

5 komentarzy:

  1. No naprawdę, kto jak kto, ale Bjoern to się w ogóle nie powinien zabierać za stwierdzanie, kto zwariował do końca, a kto jeszcze nie. Cały sezon w takim towarzystwie to i obiektywne spojrzenie na świat się może spaczyć. A takie wypadki, kiedy ktoś w niego wpada niczym rozpędzony pociąg Kolei Śląskich (hahaha, jakby one w ogóle umiały pędzić), to to też nie wróży dobrze dla jego obiektywnego światopoglądu;D
    Pozdrawiam.
    [bkurek]

    OdpowiedzUsuń
  2. też bym się nie zawahała użyć nart na Beru w celu teoretycznie innym, niż ten, w którym narty zostały stworzone.
    nie mniej jednak co bardziej osłabiło (powinnam dać cudzysłów!)Edith? SMS, BER, zderzenie, bezczelne porwanie telefonu?
    BERBERBER krzyczy coś w mojej wypaczonej głowie. i tak zawsze będzie, bo nic nie osłabia mocniej od zimnych, norweskich oczu, powiadam.
    nie mniej jednak pojawienie się Johana coś tam lepszego wróży, chociaż to Evensen i kto Ci go tam wie. może chce stanąć po drugiej stronie i popatrzeć okiem kibica.
    no ale się nie da. być kibicem, a wcielać się w kibica - dwie różne sprawy.
    boże, gadam głupoty, wybacz.
    9 godzin w aucie. nie polecam.
    uwielbiam Cię, jutro w końcu pogadamy <3
    madyna a.k.a. owca.
    p.s. dziś odebrałam kartkę <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczeżuja, Fajne słowo :D
    Ber nie wie, ze to nieładnie czytać cudze smsy? :c bardzo niełądnie.
    fajnie, ze Johan wpadnie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, naprawdę fajnie piszesz. Jestem bardzo ciekawa jak to dalej się potoczy. Do dziś pamiętam zdziwienie z jakim przyjęłam wiadomość o końcu kariery Johana, myślę, że dla jego rodziny t też był szok, ale skoro nie miał już sił do tego...
    Ber zawsze wie, kiedy wejść ;p
    Czekam na nowość z niecierpliwością! :P
    pozdrawiam,
    graffiti [ostatni-skok]

    OdpowiedzUsuń
  5. Znalazłam gdzieś adres Twojego bloga, pomyślałam, że warto poznać coś nowego bo przyznam szczerze, że opowiadań o tematyce skocznej jest coraz mniej. Szkoda, że skoki schodzą na dalszy plan :-(
    Tym bardziej cieszę się, że tutaj zawitałam. Przede wszystkim podoba mi się styl w jakim piszesz. Z humorem, ale jednocześnie emocjonalnie i niezwykle...refleksyjnie. Zwłaszcza pierwsze rozdziały tak na mnie wpłynęły, pewnie z racji tego iż doskonale znam problem "bycia drugim dzieckiem". Ciężko jest mieć starszą siostrę, która we wszystkim jest lepsza i za nic w świecie nie można jej dorównać (to akurat mój przykład)
    Dopóki nie wiedziałam kim jest straszy brat bohaterki, byłam jakby spokojniejsza. Ale z chwilą gdy dowiedziałam się, że to Johan to wszystkie te emocje do mnie wróciły. Przypomniała mi się ta konferencja podczas której podał swoją decyzję. To było straszne dla mnie, jako kibica. Bo to zawsze smutne, gdy któryś z nich kończy karierę.
    Pewnie znacznie ciężej było jego rodzinie, która przyzwyczaiła się do jego sukcesów i życia jakie prowadził on i oni sami. Być może to oznacza więcej czasu, który im poświęci, ale jednocześnie coś się w jego życiu skończyło i pewnie ciężko będzie się przestawić.
    Jeszcze bardziej ciekawa jestem relacji jakie wywiązują się powoli między bohaterami. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Zwłaszcza teraz, gdy już jestem na bieżąco mam nadzieje, że nowość pojawi się znacznie szybciej :-)
    Pozdrawiam Marzycielka.
    http://druga--twarz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń