poniedziałek, 11 lutego 2013

ROZDZIAŁ 10


Patrzysz jak Vegard wbija w śnieg patyki. On po twojej lewej stronie, Bjoern po twojej prawej, a Vilberg i Hilde siedzą na brzegu i gapią się na przedstawienie jak sroki. Przy nich leży sterta patyków, które wspólnie nazbierali, żeby wyznaczyć ci trasę biegową. Prymitywną trasę biegową z tysiącem zakrętów, żeby sprawdzić jak radzisz sobie w ekstremalnych warunkach. Przyglądają się jak z właściwym sobie pośpiechem zaczepiasz narty i chwytasz kijki. Ściska cię w żołądku, gdy tylko pomyślisz, że masz biec a oni mają to oceniać. Pytasz ile ma mieć ta trasa. Mówią ‘kilometr albo dwa’. Vilberg chowa się za Tomem, żeby ukryć nagły wybuch radości. Kilometr wykładany patykami. Po godzinie kończą i padają w śnieg. Vilberg z zapałem robi im zdjęcia, nadskakując z każdej strony. Romoeren wskazuje w stronę aparatu niepochlebnym gestem i wtedy Andreas kapituluje.
- Biegnij – pada rozkaz. Mówi Vegard. Spoglądasz na cztery twarze, w tym dwie nieziemsko zmordowane. Kiwasz głową.
- Trener też powinien biec. Obok mnie – uświadamiasz. Bjoern się wkurza. Nie będzie z nim łatwego życia.
- Ja pobiegam – deklaruje Tom, a we wzroku Vegarda jest złoto co by nim kolegę ozłocił jak by tylko mógł.
Ruszasz. Oni obserwują jak niedbałymi krokami zmierzasz do pierwszego zakrętu. Narty jadą średnio. Jedziesz z gracją. Nie za szybko, nie za wolno. Po swojemu, nieswoim tempem. Widzisz krytykę w oczach Romoerena. Vilberg krzyczy, że powinnaś biec szybciej. Kręgosłup. Boli. Zrywasz się do biegu zbyt gwałtownie, chcąc dać upust swojej sile. Oni patrzą na ten zryw z jakąś taką nadzieją, która widocznie rozpala ogień w ich sercach. Ukrywasz ból, bo to idzie ci w biegach najlepiej. Zakręty idą nieźle. Biegniesz szybko. Na tyle szybko, żeby pokazać im jak bardzo się mylili, jeśli myśleli, że jesteś do niczego, ale na tyle zapobiegawczo, żeby wyrabiać się na trasie. Adrenalina utaja ból kręgosłupa. Tom dobiega na prowizoryczną metę równo z tobą. Nie to jest ważne.
- Dziś maraton biegowy. Zaraz po maratonie skokowym, jaki zafunduje nam Alex. – ogłasza Bjoern i wycofuje się w stronę miasteczka. Nie spodziewałaś się od niego ani słowa pochwały czy nawet uwag. Nie spodziewałaś się też że sobie ot tak pójdzie, ale gryzie go ten jego drugi genialny plan. W sumie można to wszystko odwołać. Czemu nie? Czemu…
- Kariera – uświadamia cię Vilberg – Chcesz zrobić karierę. Kariera to fajna sprawa, ale jesteś wariatką, jeśli myślisz że to przyjdzie tak łatwo jak założenie nart.
- Grozisz mi czy pocieszasz? – pytasz, na co Vilberg prycha śmiechem i podaje ci butelkę wody.
- Skończyłaś te papiery dla Alexa? – i jakiś szlag z jakiegoś jasnego nieba, jakoś tak trafia cię na tej trasie. Łapiesz narty biegowe i rzucasz soczystym przekleństwem, po czym biegniesz za Romoerenem tak szybko, jak jeszcze chyba nigdy w życiu nie biegłaś.
- Złoto olimpijskie dla Edith Evensen. – wrzeszczy za tobą Vegard. Grupka, która została na tej swojej prymitywnej trasie, zanosi się śmiechem.
- I dla jej niezawodnego Teamu EE! – dowrzaskuje Hilde. Vilberg chce projektować logo. Już! Natychmiast! Dawaj kartkę i mazaki, bo Vilberg ma wenę! Zainspirowany Vilberg! Wyprzedza cię i zaczynasz się poważnie zastanawiać, czy on na pewno skończył karierę.
Dobiegasz do hotelu a tam w drzwiach wita cię dłoń Alexa, która nie chce cię przywitać, tylko odebrać wypełnione papiery, jakby jej właściciel uparcie sądził, że wszystkie druczki nosisz ze sobą w torebce, żeby (w przypadku nudy) mieć co czytać, analizować i uzupełniać.
- Dokumenty – mówi trener ,a Bjoern zagląda ci przez ramię, żeby sprawdzić czy masz przy sobie te papiery czy nie.
- Zorza – zataczasz ręką, przywołując element świata przedstawionego, którego tu akurat nie ma( to właściwie nie jest głupie, bo dokumentów też tu nie ma)
- Dokumenty – powtarza Alex – Gdzie dokumenty?
- Się kończą… się… pisać…
- A zorza? – pyta Bjoern przewieszając się nadal nad twoim ramieniem
- Da mistrz chwilę to dokończę – panika. Zawaliłaś sprawę.
Vilberg, Rune i Fannemel stoją w drzwiach z założonym rękami. Ty poruszasz się po pokoju jak czołg praktycznie wysadzając wszystko co spotkasz na drodze, w przerwach pomiędzy:
- CZY….KTOŚ….WIDZIAŁ….TE….DOKUMENTY….CHOLERNE?!?! – stosy teczek, papierów bezwartościowych i ubrania które przypadkiem obijają się o twoje ręce, wedrują w podróż marzeń pod sufit i z powrotem. W wyniku tego, pokój rzeczywiście wygląda jak po wojnie. Jako że Fannemel rzuca jakąś nadzwyczaj trafną uwagę na temat dokumentów, zaraz zostaje uraczony zaszczytem pisania od początku, a ty w tym czasie poruszysz niebo i ziemię, żeby znaleźć te kilka kartek.
- Czemu ja?
- Bo ty.
***
- To tylko przypał. Przecież nic nowego. Nic strasznego. A, że raz ci się zdarzyło zgubić kilka wykazów… Alex non stop coś gubi.
- Odpowiesz mi na to pieprzone pytanie?
- Naprawdę nie masz czym się przejmować. Daj spokój.
- Dobra. Bez tego pytania też dobre. Dzięki. Od której jest recepcja?
- Od 8:00. Jesteś pewna że wiesz co robisz?
- Tak. Widziałeś gdzieś moje narty?
***
Johan. Wcale się nie zmienił. Wysiada z właściwą sobie nonszalancją. Obserwujesz go przez okno. Idzie szybko w stronę wejścia, tak dobrze mu przecież znanego hotelu. Już stojąc w drzwiach zauważa cię i w mgnieniu oka chwyta, że coś jest nie w porządku. Naprawdę aż tak to widać?
- To chyba nie był najlepszy pomysł, prawda? – uśmiecha się delikatnie na twój widok. Winę bierze na siebie, jak zwykle. W górę wędruje tylko jeden kącik ust.
- To był dobry pomysł – zastrzegasz.
- Jest coś o czym nie wiem? Właściwie… Zadzwoniłaś po mnie i… powiesz mi o co tu chodzi?
- Jedziemy do Drammen. Jutro.
- Chcesz pooglądać biegi na żywo?
- Johan. Ja chcę tam pobiec.
***
Maraton wygląda obłędnie. Maraton biegowy niewiele różni się od filmowego. Polega na tym samym. Wkłada się płytę do odtwarzacza i ogląda biegi. Ogląda się godzinę… Dwie… Cztery… I do końca siedzą ci, których to najbardziej interesuje. Czyli ty. Johan śpi oparty o twoje lewe, Bjoern o prawe ramię. Kenneth zajmuje całą sofę, Vegard fotel, Vilberg śpi prawie krzyżem przed telewizorem. Reszta wyniosła się w trakcie.
Spoglądasz ostatni raz na biegnącą Polkę i zaczynasz się zastanawiać jak wstać, dojść do telewizora po drodze nie zadeptując Vilberga, żeby wyłączyć ekran poszerzający horyzonty… Łatwe się to nie wydaje, szczególnie gdy Bjoern poprawia sobie głowę leżącą na twoim ramieniu.
- Idiota – mówisz do siebie, ale tak jakby do niego. Bjoern. Największy idiota w tym pokoju. Chyba jedyny człowiek na świecie, który potrafiłby wymyślić coś tak głupiego jak wasz układ.
- Idiotka – warczy spoglądając na ciebie jednym (i tak półprzymkniętym) okiem. Prawda. Zgadzasz się. Jesteś chyba jedyną idiotką, która potrafiłaby się na takie coś zgodzić. Dla czego? Dla kogo? Dla kariery. Dla siebie. Bo jesteś egoistką.- Nie jesteś egoistką Edith, tylko wiesz, czego chcesz od życia.
- Powiedziałam to na głos?
- Zawsze mówisz na głos, nawet rzeczy, których ludzie nie chcą słyszeć. Przynajmniej wiem, że nic nie ukrywasz.
- Tak, dalej mi schlebiaj, na pewno daleko zajdę.
- Nie mam zamiaru ci schlebiać. Jestem obiektywny.
- Spadaj Romoeren. Obiektywność to jedno, a pochlebstwa to drugie. Od tej pory masz mnie krytykować, tak jak ja siebie krytykuję. Wszystko da się zrobić lepiej.
- Idealistka
- Jak my wszyscy.

***
Z dniem opóźnienia jak widać.
Ferie - czas najwyższy nadrobić wszystko co się zostawiło na później ;D 

5 komentarzy:

  1. Jej, Edith postanowiła postawić zdecydowany krok i wziąć udział w konkursie. Po takim treningu, jakim zaserwowali jej skoczkowie po prostu musi wygrać! :D
    choć martwi mnie jedna rzecz, a mianowicie jej kręgosłup. Bo, bądź co bądź, ze zdrowiem nigdy nie powinno się igrać. Ale czego nie robi się dla marzeń?
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Martwię się o kręgosłup Edith. Znaczy czuję, że to coś poważnego, co ona ukrywa. I się martwię.
    Ale wierzę, że w razie potrzeby dzielni norwescy skoczkowie wyratują damę z opresji.
    Jak nie to oberwą od Johana prawdopodobnie (Johan słuchający one direction mnie jednak powalił ostatnio).
    A w ogóle to wielbię Twojego Romoerena.
    i Twój styl, wszystko, co napiszesz, jest idealne.
    kocham♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się coś widzi, że ona jest święcie przekonana, że bez kręgosłupa też można biegać. A to jest absolutnie i niezaprzeczalnie niemożliwe, o czym wiem na pewno, nawet bez sprawdzania. Mam nadzieję, że któryś z tych wścibskich skoczków wlezie z ryjem w jej sprawy osobiste, wytrząśnie rzeczony kręgosłup na światło dzienne i każe jej iść do lekarza. A w poczekalni będzie mogła na przykład uzupełnić znalezione papiery dla Alexa, co się okaże podwójną korzyścią, bo upiecze sobie dwie pieczenie na jednym ogniu.
    Bo po co rozpalać dwa razy?
    Pozdrawiam.
    [bkurek]

    OdpowiedzUsuń
  4. Noo, po takim treningu, mając taki Team to Edith jest murowaną kandydatką do zwycięstwa :-)
    Jak dla mnie, to nie ważne czy wygra czy będzie ostatnia, albo zajmie w miarę dobre miejsce. Najważniejsze, że się zdecydowała, podjęła tę decyzję i jak widać uparcie dąży do celu. To już zasługuje na szacunek dla niej. Byleby dobiec do końca :-)
    ps. jaki układ? czy coś ominęłam?
    Marzycielka

    OdpowiedzUsuń
  5. W trakcie treningu Edith śmiałam się jak szalona, bo naprawę fajnie to opisałaś. Niby z ironią, ale no sorry, nie mogłam przestac już od pierwszego obrazka, z wbijającym w ziemię patyki Vegardem. No czemu ten Sklett jest taki śmieszny?! Hahahah.
    Kolejny moment, w którym wybuchłam śiechem to konwersacja z Johanem...
    "- Jedziemy do Drammen. Jutro.
    - Chcesz pooglądać biegi na żywo?
    - Johan. Ja chcę tam pobiec."
    Umarłam, zdecywoanie tekst odcinka, jak nie całego opowiadania. I kwestie z Bjoernem na końcu tez są wymśmienite. Zaryzykuję tezę, że trafił swój na swego xD

    OdpowiedzUsuń