Patrzysz jak Vegard wbija w śnieg
patyki. On po twojej lewej stronie, Bjoern po twojej prawej, a Vilberg i Hilde
siedzą na brzegu i gapią się na przedstawienie jak sroki. Przy nich leży sterta
patyków, które wspólnie nazbierali, żeby wyznaczyć ci trasę biegową. Prymitywną
trasę biegową z tysiącem zakrętów, żeby sprawdzić jak radzisz sobie w
ekstremalnych warunkach. Przyglądają się jak z właściwym sobie pośpiechem
zaczepiasz narty i chwytasz kijki. Ściska cię w żołądku, gdy tylko pomyślisz,
że masz biec a oni mają to oceniać. Pytasz ile ma mieć ta trasa. Mówią
‘kilometr albo dwa’. Vilberg chowa się za Tomem, żeby ukryć nagły wybuch
radości. Kilometr wykładany patykami. Po godzinie kończą i padają w śnieg.
Vilberg z zapałem robi im zdjęcia, nadskakując z każdej strony. Romoeren
wskazuje w stronę aparatu niepochlebnym gestem i wtedy Andreas kapituluje.
- Biegnij – pada rozkaz. Mówi Vegard.
Spoglądasz na cztery twarze, w tym dwie nieziemsko zmordowane. Kiwasz głową.
- Trener też powinien biec. Obok mnie –
uświadamiasz. Bjoern się wkurza. Nie będzie z nim łatwego życia.
- Ja pobiegam – deklaruje Tom, a we
wzroku Vegarda jest złoto co by nim kolegę ozłocił jak by tylko mógł.
Ruszasz. Oni obserwują jak niedbałymi
krokami zmierzasz do pierwszego zakrętu. Narty jadą średnio. Jedziesz z gracją.
Nie za szybko, nie za wolno. Po swojemu, nieswoim tempem. Widzisz krytykę w
oczach Romoerena. Vilberg krzyczy, że powinnaś biec szybciej. Kręgosłup. Boli. Zrywasz
się do biegu zbyt gwałtownie, chcąc dać upust swojej sile. Oni patrzą na ten
zryw z jakąś taką nadzieją, która widocznie rozpala ogień w ich sercach.
Ukrywasz ból, bo to idzie ci w biegach najlepiej. Zakręty idą nieźle. Biegniesz
szybko. Na tyle szybko, żeby pokazać im jak bardzo się mylili, jeśli myśleli,
że jesteś do niczego, ale na tyle zapobiegawczo, żeby wyrabiać się na trasie.
Adrenalina utaja ból kręgosłupa. Tom dobiega na prowizoryczną metę równo z
tobą. Nie to jest ważne.
- Dziś maraton biegowy. Zaraz po
maratonie skokowym, jaki zafunduje nam Alex. – ogłasza Bjoern i wycofuje się w
stronę miasteczka. Nie spodziewałaś się od niego ani słowa pochwały czy
nawet uwag. Nie spodziewałaś się też że sobie ot tak pójdzie, ale gryzie go ten
jego drugi genialny plan. W sumie można to wszystko odwołać. Czemu nie? Czemu…
- Kariera – uświadamia cię Vilberg –
Chcesz zrobić karierę. Kariera to fajna sprawa, ale jesteś wariatką, jeśli
myślisz że to przyjdzie tak łatwo jak założenie nart.
- Grozisz mi czy pocieszasz? – pytasz,
na co Vilberg prycha śmiechem i podaje ci butelkę wody.
- Skończyłaś te papiery dla Alexa? –
i jakiś szlag z jakiegoś jasnego nieba, jakoś tak trafia cię na tej trasie.
Łapiesz narty biegowe i rzucasz soczystym przekleństwem, po czym biegniesz za
Romoerenem tak szybko, jak jeszcze chyba nigdy w życiu nie biegłaś.
- Złoto olimpijskie dla Edith Evensen. –
wrzeszczy za tobą Vegard. Grupka, która została na tej swojej prymitywnej
trasie, zanosi się śmiechem.
- I dla jej niezawodnego Teamu EE! –
dowrzaskuje Hilde. Vilberg chce projektować logo. Już! Natychmiast! Dawaj
kartkę i mazaki, bo Vilberg ma wenę! Zainspirowany Vilberg! Wyprzedza cię i
zaczynasz się poważnie zastanawiać, czy on na pewno skończył karierę.
Dobiegasz do hotelu a tam w drzwiach
wita cię dłoń Alexa, która nie chce cię przywitać, tylko odebrać wypełnione
papiery, jakby jej właściciel uparcie sądził, że wszystkie druczki nosisz ze
sobą w torebce, żeby (w przypadku nudy) mieć co czytać, analizować i
uzupełniać.
- Dokumenty – mówi trener ,a Bjoern
zagląda ci przez ramię, żeby sprawdzić czy masz przy sobie te papiery czy nie.
- Zorza – zataczasz ręką, przywołując
element świata przedstawionego, którego tu akurat nie ma( to właściwie nie jest
głupie, bo dokumentów też tu nie ma)
- Dokumenty – powtarza Alex – Gdzie
dokumenty?
- Się kończą… się… pisać…
- A zorza? – pyta Bjoern przewieszając
się nadal nad twoim ramieniem
- Da mistrz chwilę to dokończę – panika.
Zawaliłaś sprawę.
Vilberg, Rune i Fannemel stoją w
drzwiach z założonym rękami. Ty poruszasz się po pokoju jak czołg praktycznie
wysadzając wszystko co spotkasz na drodze, w przerwach pomiędzy:
-
CZY….KTOŚ….WIDZIAŁ….TE….DOKUMENTY….CHOLERNE?!?! – stosy teczek, papierów
bezwartościowych i ubrania które przypadkiem obijają się o twoje ręce, wedrują
w podróż marzeń pod sufit i z powrotem. W wyniku tego, pokój rzeczywiście
wygląda jak po wojnie. Jako że Fannemel rzuca jakąś nadzwyczaj trafną uwagę na
temat dokumentów, zaraz zostaje uraczony zaszczytem pisania od początku, a ty w
tym czasie poruszysz niebo i ziemię, żeby znaleźć te kilka kartek.
- Czemu ja?
- Bo ty.
***
- To tylko przypał. Przecież nic nowego.
Nic strasznego. A, że raz ci się zdarzyło zgubić kilka wykazów… Alex non stop
coś gubi.
- Odpowiesz mi na to pieprzone pytanie?
- Naprawdę nie masz czym się przejmować.
Daj spokój.
- Dobra. Bez tego pytania też dobre.
Dzięki. Od której jest recepcja?
- Od 8:00. Jesteś pewna że wiesz co
robisz?
- Tak. Widziałeś gdzieś moje narty?
***
Johan. Wcale się nie zmienił. Wysiada z
właściwą sobie nonszalancją. Obserwujesz go przez okno. Idzie szybko w stronę
wejścia, tak dobrze mu przecież znanego hotelu. Już stojąc w drzwiach zauważa
cię i w mgnieniu oka chwyta, że coś jest nie w porządku. Naprawdę aż tak to widać?
- To chyba nie był najlepszy pomysł,
prawda? – uśmiecha się delikatnie na twój widok. Winę bierze na siebie, jak
zwykle. W górę wędruje tylko jeden kącik ust.
- To był dobry pomysł – zastrzegasz.
- Jest coś o czym nie wiem? Właściwie…
Zadzwoniłaś po mnie i… powiesz mi o co tu chodzi?
- Jedziemy do Drammen. Jutro.
- Chcesz pooglądać biegi na żywo?
- Johan. Ja chcę tam pobiec.
***
Maraton wygląda obłędnie. Maraton
biegowy niewiele różni się od filmowego. Polega na tym samym. Wkłada się płytę
do odtwarzacza i ogląda biegi. Ogląda się godzinę… Dwie… Cztery… I do końca
siedzą ci, których to najbardziej interesuje. Czyli ty. Johan śpi oparty o
twoje lewe, Bjoern o prawe ramię. Kenneth zajmuje całą sofę, Vegard fotel,
Vilberg śpi prawie krzyżem przed telewizorem. Reszta wyniosła się w trakcie.
Spoglądasz ostatni raz na biegnącą Polkę
i zaczynasz się zastanawiać jak wstać, dojść do telewizora po drodze nie
zadeptując Vilberga, żeby wyłączyć ekran poszerzający horyzonty… Łatwe się to
nie wydaje, szczególnie gdy Bjoern poprawia sobie głowę leżącą na twoim
ramieniu.
- Idiota – mówisz do siebie, ale tak
jakby do niego. Bjoern. Największy idiota w tym pokoju. Chyba jedyny człowiek
na świecie, który potrafiłby wymyślić coś tak głupiego jak wasz układ.
- Idiotka – warczy spoglądając na ciebie
jednym (i tak półprzymkniętym) okiem. Prawda. Zgadzasz się. Jesteś chyba jedyną
idiotką, która potrafiłaby się na takie coś zgodzić. Dla czego? Dla kogo? Dla
kariery. Dla siebie. Bo jesteś egoistką.- Nie jesteś egoistką Edith, tylko
wiesz, czego chcesz od życia.
- Powiedziałam to na głos?
- Zawsze mówisz na głos, nawet rzeczy,
których ludzie nie chcą słyszeć. Przynajmniej wiem, że nic nie ukrywasz.
- Tak, dalej mi schlebiaj, na pewno
daleko zajdę.
- Nie mam zamiaru ci schlebiać. Jestem
obiektywny.
- Spadaj Romoeren. Obiektywność to
jedno, a pochlebstwa to drugie. Od tej pory masz mnie krytykować, tak jak ja
siebie krytykuję. Wszystko da się zrobić lepiej.
- Idealistka
- Jak my wszyscy.
***
Z dniem opóźnienia jak widać.
Ferie - czas najwyższy nadrobić wszystko co się zostawiło na później ;D
Jej, Edith postanowiła postawić zdecydowany krok i wziąć udział w konkursie. Po takim treningu, jakim zaserwowali jej skoczkowie po prostu musi wygrać! :D
OdpowiedzUsuńchoć martwi mnie jedna rzecz, a mianowicie jej kręgosłup. Bo, bądź co bądź, ze zdrowiem nigdy nie powinno się igrać. Ale czego nie robi się dla marzeń?
<3
Martwię się o kręgosłup Edith. Znaczy czuję, że to coś poważnego, co ona ukrywa. I się martwię.
OdpowiedzUsuńAle wierzę, że w razie potrzeby dzielni norwescy skoczkowie wyratują damę z opresji.
Jak nie to oberwą od Johana prawdopodobnie (Johan słuchający one direction mnie jednak powalił ostatnio).
A w ogóle to wielbię Twojego Romoerena.
i Twój styl, wszystko, co napiszesz, jest idealne.
kocham♥
Mi się coś widzi, że ona jest święcie przekonana, że bez kręgosłupa też można biegać. A to jest absolutnie i niezaprzeczalnie niemożliwe, o czym wiem na pewno, nawet bez sprawdzania. Mam nadzieję, że któryś z tych wścibskich skoczków wlezie z ryjem w jej sprawy osobiste, wytrząśnie rzeczony kręgosłup na światło dzienne i każe jej iść do lekarza. A w poczekalni będzie mogła na przykład uzupełnić znalezione papiery dla Alexa, co się okaże podwójną korzyścią, bo upiecze sobie dwie pieczenie na jednym ogniu.
OdpowiedzUsuńBo po co rozpalać dwa razy?
Pozdrawiam.
[bkurek]
Noo, po takim treningu, mając taki Team to Edith jest murowaną kandydatką do zwycięstwa :-)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie, to nie ważne czy wygra czy będzie ostatnia, albo zajmie w miarę dobre miejsce. Najważniejsze, że się zdecydowała, podjęła tę decyzję i jak widać uparcie dąży do celu. To już zasługuje na szacunek dla niej. Byleby dobiec do końca :-)
ps. jaki układ? czy coś ominęłam?
Marzycielka
W trakcie treningu Edith śmiałam się jak szalona, bo naprawę fajnie to opisałaś. Niby z ironią, ale no sorry, nie mogłam przestac już od pierwszego obrazka, z wbijającym w ziemię patyki Vegardem. No czemu ten Sklett jest taki śmieszny?! Hahahah.
OdpowiedzUsuńKolejny moment, w którym wybuchłam śiechem to konwersacja z Johanem...
"- Jedziemy do Drammen. Jutro.
- Chcesz pooglądać biegi na żywo?
- Johan. Ja chcę tam pobiec."
Umarłam, zdecywoanie tekst odcinka, jak nie całego opowiadania. I kwestie z Bjoernem na końcu tez są wymśmienite. Zaryzykuję tezę, że trafił swój na swego xD