Stwierdzenie „jak z krzyża zdjęta” idealnie opisuje twoje
samopoczucie. Vegard na jeden ładny dzień staje się towarzyszem twojej niedoli.
Wygląda jakby go coś przejechało. Tym razem nie rzucacie się do drzwi
jednocześnie, bo nie macie na to chęci, siły ani powodu. Wychodzicie
kulturalnie. Dwadzieścia razy sobie ustępujecie, w końcu zapada decyzja
(ponaglani przez Veltę nie macie wyboru. Wyjść musicie, bo was stąd wyciągną) i
ty idziesz w drzwi lewe, Vegard w prawe. To zaopatrzenie busiko-samochodu jest
tak niewygodne, że boli cię prawie wszystko. Vegard komunikuje ci, że on to
właściwie chyba nie jest głodny i zostaje w samochodzie. Masz ochotę go zabić,
bo jesteś w połowie wyplątywania się z zasłonki. Wysiadasz, chociaż bardziej
pasowałby termin :wypadasz. Przeciągasz się i strzela ci w kręgosłupie.
Stjernen oferuje ci niezapomnianą podróż karetką, ale uprzejmie odmawiasz. Okazuje
się, że Sklett bredził i wcale nie chodzi o jedzenie. Przemieszczasz się pod
prawe drzwi i komunikujesz to samemu zainteresowanemu.
- Jak to? Dojechaliśmy? – dziwi się. Kiwasz głową na
„chyba tak”. Po zajrzeniu do bagażnika
uświadamiacie sobie, że wasze torby są już gdzieś hen w czeluściach hotelu. W
okolicach wejścia kręcą się Stjernen i Velta, jakoby na was czekali z
niecierpliwością. Oblegani przez dziesiątki uśmiechniętych ludzi, nie zauważają
waszej ewakuacji. Słowa są zbędne, gdy w drzwiach wpadacie na rozpędzonego
Pointnera.
- Nigdy więcej nie kibicuj żółtym samochodzikom – zastrzega
Vegard, gdy udaje wam się umknąć przed karcącym wzrokiem austriackiego trenera.
– To zawsze nieszczęście przynosi.
Potem kolejno – wspinacie się po schodach, w połowie drogi
orientujecie się, że:
a)
nie wiecie na jakie
piętro właściwie idziecie
b)
funkcjonuje tu
winda
c)
weszliście nie do
tego skrzydła hotelu
w drodze powrotnej schodami w dół, wpadacie
na Johana. Nie jest zachwycony widząc was w takim stanie. On kieruje was w
stronę,, gdzie prawdopodobnie macie pokoje. Idąc we wskazanym kierunku wpadacie
na robiącego herbatę Romoerena i on uświadamia was, że pokoje, w których będziecie
zakwaterowani, są dokładnie w odwrotnym kierunku. Na pytanie „To co ty tu
robisz?” Odpowiada spokojnie:
- Herbatę, bo tylko tu jest prąd – nie
macie innych pytań, toteż zostawiacie Bjoerna z czajniczkiem i zawracacie, by
zaraz otrzymać upomnienie od Bardala, że on cały czas was widzi na tym korytarzu.
Dziwne żeby nie widział skoro sam na nim siedzi. Żeby się nie kręcić, siadacie
obok niego. I wtedy pojawia się dobra
wróżka trener we własnej
osobie, informujący, że to nie ten hotel.
Tenże sam trener ładuje was do busika,
czterokrotnie liczy „dla pewności” i po wychyleniu się z pojazdu na kilka
sekund, łapie Toma Hilde, po czym zaprasza go do środka i liczy wszystkich po
raz ostatni. Bjoern siedzi z czajnikiem, w którym woda ma temperaturę 60 stopni
Celsjusza, co skoczek wielokrotnie podkreśla. Reszta siedzi na walizkach,
omawiając jakieś kwestie bliżej ci nieznane. Kątem oka zauważasz, że Vegard
wkłada PlayStation na sam spód plecaka. Obiecujesz sobie i jemu, że już nigdy
nie pokibicujesz żadnemu żółtemu samochodzikowi, choćby cię mieli na kolanach
błagać.
***
- A ty gdzie? – pyta Vegard, gdy mijasz
go w drzwiach swojego pokoju dzielonego z Johanem. Wzruszasz ramionami i
przyspieszasz kroku. – Ej! Edith!
W tym momencie coś jakby cię strzela w
tył głowy. Ktoś posługuje się twoim imieniem! Ktoś je w ogóle pamięta! Sekunda
wystarczy, żebyś przestała tak wytrzeszczać oczy. Ruszasz z miejsca.
- Idę biegać – mówisz. Masz ochotę
uniknąć pytania rodzącego się w głowie Vegarda. Nie ryzykujesz ucieczki, bo nie
zamierzasz być dla niego niemiła. Przynajmniej po tak miłym geście.
- Biegasz? – pytanie się pojawia. Jest
takie jak zwykle. I odpowiadasz jak zwykle, bo od lat nic się nie zmienia:
- Pierwsze kilometry rwę jak idiotka, z
powrotem muszą mnie odholowywać - nie ma w tym krzty kłamstwa. Przypominasz
sobie to upokorzenie, kiedy zbierali cię pierwszy raz – ambitną, dumną – z
trasy narciarskiej, 15 km od domu. W czasach, kiedy zaczynałaś biegać i
zapowiadałaś się na KOGOŚ. Na fenomen. Deklarowałaś, że ciężką harówką
dojdziesz do sukcesów…
- Masz złego trenera – ocenia Sklett.
- Nie mam trenera – to sprawia, że
chłopak staje w miejscu.
- Nie masz trenera?! To wszystko jasne!
Ty nie wiesz…
- Nie pouczaj mnie. Ja wiem lepiej.
Jeśli chcesz pobiegać ze mną to chodź. Jeśli masz zamiar dyktować mi co
powinnam zrobić, oszczędź sobie fatygi. Nie posłuchałam nikogo. Nie posłucham i
ciebie. Nie łudź się.
-…
- Przepraszam. Zestresowała mnie myśl,
że jak się zgubię w Oberstdorfie, to mnie już nie znajdziecie.
***
Wracasz, kiedy wszystko jest jasne.
Wracasz, kiedy wszyscy żywo dyskutują o tym, co się stało. Wracasz, kiedy
pokój, który dzielisz z Johanem, jest przepełniony skoczkami. Gdy wchodzisz z
soplami na włosach, trzęsąc się jak w febrze, zauważa cię tylko Stoeckl, który
kiwa, żebyś sobie usiadła i nie wałęsała się pomiędzy skoczkami. Wkładasz narty
w kąt, z nadzieją że żaden zawiany Norweg nie podpierdzieli ci jedynego źródła
satysfakcji. Nawet nie próbujesz wsłuchać się w to jak na zmianę kaleczą
niemiecki i angielski. Mówią co kto umie i co kto uważa. Chyba z całego tego
towarzystwa, tylko 3 osoby się nie udzielają. Ty, Johan i Bjoern. Reszta
przekrzykuje się i zaraz ucisza. Potem ponownie wybucha i jeszcze raz uspokaja.
- Jaki mamy temat? – pytasz na odczepnego.
Bjoern spogląda na ciebie wilkiem.
- Wyjście z progu jeśli to ci coś mówi –
odpowiedź jest odburknięta. Ukradkiem przewracasz oczami…
- Mam brata skoczka. TO mi COŚ mówi –
podkreślasz. Johan jest dumny. Uśmiech ma nieco zbyt smutny jak na niego i
tylko czekasz, kiedy szturchnie Romoerena, żeby ten dał sobie spokój. Ale
potem… potem wszystko dzieje się zbyt szybko…
- Edith? Musimy porozmawiać – mówi ci,
gdy masz zamiar zgasić lampkę. Siadasz więc naprzeciw niego, a on spuszcza
głowę. Napięcie wisi w powietrzu… Czujesz, że dzieje się coś dziwnego… I wtedy…
- Chciałem, żebyś wiedziała o tym
pierwsza. Obiecaj mi, że nie będziesz histeryzowała.
- C..co się stało? – pytasz, a słowa z
trudem przechodzą ci przez gardło. Johan unosi wzrok. Ten zazwyczaj nieco
prowokujący, wesoły i intrygujący… Teraz jego oczy nienaturalnie błyszczą. Ta
nienaturalność polega na fakcie, że dziwnie drżą i dopiero po chwili odkrywasz,
że półmrok jest swego rodzaju maską. Johan ma w oczach łzy.
- Tylko jedno z Evensenów pojedzie do
Vikersund w tej roli co miało pojechać.
- Johan!!! – wrzask przetaczający się
przez piętro w hotelu, sprawia, że skoczkowie stają w drzwiach swoich pokoi,
wyrwani ze snu lub oderwani od innych czynności późno życiowych. Ktoś mający
odwagę zapukać do drzwi zza których wrzask się wydobywa, nie otrzymuje zgody na
wejście. Świat powoli zakręca. Ktoś wybiega z jakichś drzwi i biegnie po
jakichś schodach, łkając jakieś słowa, układające się w jakieś zdania. Ktoś
inny biegnie za tym pierwszym kimś, ale zatrzymuje się na jakimś korytarzu
widząc kogoś, kto miał odwagę pukać do jakichś drzwi. Ten ktoś jest drugim,
który dowiaduje się o jakiejś druzgoczącej zmianie. I to właśnie ten trzeci
ktoś rzuca się w jakiś dół po jakichś schodach.
- Johan? Co się stało?
- Zawiodłem was. Kończę ze skokami.
Życie zwalnia kilkaset metrów od hotelu.
Zanosisz się szlochem. Nigdy nie podejrzewałaś siebie o takie rzeczy. Nigdy nie
sądziłaś, że zapłaczesz, gdy Johan skończy karierę. Przecież mu zazdrościłaś.
Teraz zauważasz jaka byłaś głupia. Słyszysz jakieś kroki za sobą. Oglądasz się.
Szybko ocierasz łzy dłońmi.
- Co tu robisz? – pytasz zdławionym
głosem. Romoeren wzrusza ramionami.
- Nie bądź na niego zła – mówi i podaje
ci kurtkę – Dla niego to równie trudne co dla ciebie.
- Jesteś dziwnym człowiekiem – ukrywasz
twarz w dłoniach. Płaczesz, nie wiadomo dlaczego właściwie. Przyjmujesz kurtkę
i zawracasz. – Nie próbuj mnie pouczać, słyszysz? Teraz pójdziesz sobie do
hotelu. Ja muszę…
- Wrócić i porozmawiać z Johanem.
***
Ostatnio niewiele rzeczy idzie po mojej myśli. Końca świata też nie było. Pozostaje życzyć zdrowych, szczęśliwych i wesołych ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA ♥
Sytuacja z hotelem jak żywcem wzięta z moich początkowych podróży po kampusie. Sala, piętro, budynek- to wszystko nic. Pomylenie wydziałów było szczytem szczytów szczytów.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie miał mnie kto wtedy zebrać, policzyć cztery razy, zeby sprawdzić czy sie zgadzam (na pewno bym się nie zgadzała) i oddtransportować na wydział właściwy zajęciom, co to się właśnie wtedy zaczynały.
No i co oni tak żałują tych miejsc do Vikersund? Nie wiedzą, że rozdzielanie rodzeństwa jest paskudne i niehumanitarne?
Pozdrawiam.
[bkurek]
może to nie będzie zawałowy komentarz, bo do takich nie mam daru, ale będzie madynowo szczery i rozpoczęty przeprosinami - za niekomentowanie wcześniej i w ogóle zwłokę, która wdarła się przez pisanie czegoś nowego.
OdpowiedzUsuńale chwilowo zamykam worda, piszę komentarz, pakuję manatki i przed dniem jutrzejszym, godziną szóstą rano wstawiam coś nowego. i znikam, ho ho ho.
tak naprawdę jedno wydarzenie przyćmiło mi cały rozdział i chyba nie muszę mówić jakie (nie, nie Velta wypychający ludzi). koniec kariery Johana, pięknej, rekordowej kariery. skoczek, który chyba nigdy nie został doceniony tak, jak mu się to należało i człowiek, który wcale nie chciał szumu wokół siebie, odszedł łamiąc serca, ale z klasą. i go brakuje, brak inny niż ten Małyszowu, ale jednak brak.
gdzieś wśród Norwegów szuka się tych dwóch imion, które jako dziecko się myliło, a w ogóle Bjoern Einar i Johan Remen to te same osoby przecież były.
i cóż powiedzieć, gdy naszedł taki wspominkowy nastrój?
Edith musi przeżyć, jechać do Vikersund i być z bratem myślami. chociaż ja bym tam Johana do torby upchnęła i wzięła pod pachę, w końcu jeszcze wtedy do najcięższych chyba nie należał.
no cóż. dzisiaj sobie pooglądam filmiki z Evensenem, bo ten moment jakby odżył.
cholerka.
pozdrawiam Cię mocno mocno i macham kopytkiem :*
Bjoern i jego czajnik są zdecydowanie the best ;D uwielbiam Bjoerna w tym opowiadaniu :)
OdpowiedzUsuńogólnie to bardzo ciekawie się to opowiadanie czyta z takiej innej perspektywy :)
Wątek Johana kończącego karierę przypomina mi jak bardzo zdziwił mnie ten fakt. Był on naprawdę wspaniałym skoczkiem i uwielbiam od czasu do czasu oglądać filmiki na YT z nim w rolo głównej. Rozumiem jego decyzje mam jednak nadzieję, że może jak Jacobsen powróci... chociaż ta decyzja wydaje mi się raczej nieodwołalna.
hej, wiesz co? Chyba zakochałam się w tym rozdziale. Właściwie to nie wiem dlaczego. Ale ma w sobie to coś. Właściwie jest idealny. Bjoern parzący herbatkę, Vegard i rady co do żółtych samochodzików, Edith zaplątana w zasłonkę i Johan, Johan kończący karierę. To wszystko składa się na wspaniałą całość. Smutno, że Johan nie jedzie do Vikersund, smutno, że Edith tak bardzo to przeżywa, ale kto by nie przeżywał? I wiesz co? Powtórzę się, ale naprawdę bardzo podoba mi się ten rozdział <3
OdpowiedzUsuń