niedziela, 2 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 1


Wkraczasz do salonu pełna złych przeczuć. Matka wita cię nadzwyczaj entuzjastycznie, chociaż gdy rano robiłaś sobie kanapkę z serkiem topionym, wcale nie wydawała się być szczególnie zainteresowana twoją obecnością. Oczywiście coś musiało się zmienić. Zauważasz, że ojciec udaje się chyłkiem do pokoju z łóżkiem małżeńskim i coś ci mówi, że będzie szukał cudacznego cuda, podobnego do tego, który otrzymał brat. Ten zaś stoi w drzwiach z wyraźnym zamiarem nie ruszania się z miejsca przez najbliższy tydzień. Prezentuje się wspaniale. Właściwie spod naszywek sponsorów, wystaje tylko łepetyna. On także zaczyna cię intrygować. Oni wszyscy poruszają się jakby w innej czasoprzestrzeni. Są czymś zaaferowani. Widzisz to nawet w oczach spokojnego, opanowanego do granic możliwości bohatera.
Nie mówisz o nim inaczej. Rzadko mówisz po imieniu. Jest bohaterem, gwiazdą, bratem, a gdy rodzice nie słyszą – szczurem. Trzy pierwsze określenia zostają ci wpojone już we wczesnym dzieciństwie, gdy najstarszy dzieciak zaczyna się interesować MĘSKIM SPORTEM. Zawsze jest o te pół kroku przed tobą. Ale kocha cię może nawet bardziej niż ty jego. Jesteś młodszą siostrzyczką, którą trzeba za wszelką cenę chronić. Może dlatego, u szczytu popularności wyprowadza się z domu? Chce, żebyś była wolna od kamer, komercji i plotek. Jesteś mu za to wdzięczna. Ale to nie sprawia, że stajesz się obojętna wobec jego sukcesów. Nienawidzisz siebie za tak pierwotną wadę, jaką jest zazdrość. Zazdrościsz mu tego, co osiągnął, tego, jaką cenę za to zapłacił i tego jak wiele wycierpiał. Chcesz tego samego dla siebie. Chcesz kiedyś usłyszeć „Tak. Jesteś cholernie utalentowana. Tak. Zawdzięczasz to wyłącznie sobie. Tak. Osiągnęłaś tak wiele, że mogłabyś dorównać swojemu bratu”. Jednocześnie wiesz, że to tylko i wyłącznie bujda, którą wciskasz sobie przed każdym ruszeniem na trasę.
- Wytłumaczysz mi ktoś, co się tu dzieje? – pytasz w przestrzeń. Mama zerka na swojego syna tak znacząco, że zaczynasz się zastanawiać gdzie położyłaś aparat. Gdyby szyja mamy była na sprężynce, teraz zwiedzałaby ogródek sąsiadów. Bohater też to zauważa. Prawie niezauważalnie kiwa głową, jako że to na niego masz spojrzeć, bo tylko on jest w stanie wyjaśnić ci całą tą zagadkową sytuację. Widzisz w jego oczach coś, podobnego do wahania, potem jego miejsce zajmuje znudzenie, ale sekundę przed wypowiedzeniem pierwszego słowa, oczy mu się śmieją.
- Zostałaś wybrana – oświadcza, a mama omal nie mdleje z uciechy. Przypominasz sobie jak te same słowa skierował do ciebie przed wyprowadzką. Wtedy miało to znaczyć coś na kształt „dostajesz cały mój pokój, ale w zamian musisz zająć się mamą”. Wizja przejęcia ,kolejnego pokoju, oznacza więc, że musisz się zająć i ojcem? Napotkawszy twoje spojrzenie, wybucha śmiechem. Może wie, o czym pomyślałaś, a może myśli o tym, o czym ty na pewno nie pomyślałaś i z tego się cieszy? Ojciec wraca do salonu z walizką. Nic jak tylko wyrzucają cię z domu. Do tego wszyscy tacy uśmiechnięci, a twój brat z trudem łapie hausty powietrza.
- Wybrana do …? – zawieszasz głos.
- Do wyjątkowej podróży. Nie uwierzysz, co nasz… - zaczyna świergotać rodzicielka, biorąc syna pod ramię. Ten poważnieje i tłumaczy mamie, że woli ci to sam przekazać. Rusza po schodach. W połowie staje i odwraca się, żeby stwierdzić, że nawet nie drgnęłaś. Kiwa na ciebie dłonią. Postępujesz niepewnie do przodu. Wraca, chwyta cię za dłoń i chichocząc ciągnie na piętro. To już przestaje być dziwne, a zaczyna być chore.
- Posłuchaj mnie uważnie Niunia – śle powalający uśmiech, który interpretujesz od lat tak samo. Jako niewinną igraszkę w profesjonalnym połączeniu z mocno przesłodzonym przezwiskiem. Bo kto w wieku 22 lat chce być dla starszego brata jakąś niewyszukaną Niunią? Dla takiego brata można. Dla takiego brata, czasem chcesz być tą Niunią, bez pojęcia o świecie rządzącym się własnymi prawami. Przy nim zawsze, bez względu na wiek, tak właśnie się czujesz. Poza tym, nie chcesz odbierać mu satysfakcji wynikającej z bycia starszym bratem. Przełykasz ten moment. Jesteś z siebie dumna.
- Słucham
- Pamiętasz jak żaliłaś mi się ostatnio przez telefon… - milknie widząc twoją minę. To przez użycie wyrażenia „żalić się”. Ty nigdy się nie żalisz. Od razu się poprawia. Wie, że akurat na tym punkcie jesteś strasznie wyczulona – Rozmawialiśmy o twojej pracy. Tym reportażu. Pamiętasz. Ta super hiper ważna misja.
- No tak. Miałeś mi załatwić parę krótkich wywiadów i ogólne rozeznanie… Przesłałam ci pytania i…
- Niunia. Tak sobie stwierdziliśmy, że my to się na tym nieszczególnie znamy. I tak doszliśmy do wniosku… Było trochę latania. Zaszło się tu i ówdzie. Nie chciałem ci tego wcześniej proponować, bo jeszcze byś się nakręciła jak nie było nic pewnego. A tu się udało. No i… i tak.
- Co tak?
- No. Pakuj manatki.
- Ale że jak?
- Wspak. Do walizki.
- Ale po cholerę?!
- Nie po cholerę. Po reportaż dla tej swojej pieprzniętej przyjaciółki, która lubi wykorzystywać wszystkich dookoła, żeby jej przynajmniej korona z głowy nie spadła...Sama sobie zrobisz i będzie najlepiej. Jeszcze byś mnie miała ochrzaniać? Dzięki bardzo. A tak to będziesz miała pretensję tylko do siebie. Aaa. I jeszcze jedno.
- …
- Spaczenie zawodowe nakazuje mi powiedzieć ostatni raz „Kocham Cię, Edith”, bo później nie będę pewien twojego zdrowia psychicznego.

O tym, że nocleg brata w rodzinnym domu, był pomysłem absurdalnie głupim, przekonujesz się, gdy w każdym zakamarku pokoju teraz twojego, wcześniej brata, wala się popcorn, przyniesiony przez samego zainteresowanego, w dobrej wierze. Jeżeli sądzi on, że nadal jesteście w stanie usiedzieć obok siebie bez wojny na poduszki, to jest w tak wielkim błędzie, że musisz go z tego błędu wyprowadzić. Wojna dobiega końca, gdy do akcji wkracza mama uzbrojona w tłuczek, którym to traktowała kotlety, a które to była zmuszona przestać traktować, ze względu na wrzaski i trzaski dobiegające z pokoju na górze. Zbrojna interwencja pani domu na dobre żegna konflikt. Kotlety wracają do łask i po kilku minutach, z kuchni ponownie słychać monotonne tłuczenie. Wy, jako zgodne rodzeństwo wyzywacie się jeszcze przez dłuższą chwilę i zaczynacie zbierać rozrzucone jedzenie. Idzie wam średnio. Właściwie to wcale wam nie idzie, bo nie jesteście już głodni a nie macie gdzie tego zbierać, bo tekturowe pudełeczko na popcorn, gdzieś się zapodziało i nikt nie wie gdzie.
- Tęskni mi się za tobą. Kiedy my się ostatnio widzieliśmy? – podejmuje temat. W połowie pytania ląduje na połowie twojego łóżka. Nie protestujesz. Więcej. Włazisz na tą wolną połowę i zaczynasz intensywnie myśleć nad zadanym pytaniem.
- W święta – odpowiadasz po chwili. Nie przyznajesz się, że tobie też się czasem tęskni. Za wszelką cenę chcesz pokazać, że nie jesteś dzieckiem i potrafisz znosić takie coś jak dłuższe rozstanie ze starszym bratem. Ale na dłuższą metę, gdy jesteś całe dnie sama... Gdy nie masz z kim pogadać wieczorami i gdy nie pomaga żadna przyjaciółka…
- To teraz sobie dłużej pobędziemy.
- Super – odpowiadasz bez entuzjazmu. Szybko łapiesz się na tym, że on się naprawdę postarał, żeby to załatwić. – Cieszę się. Cieszę się, Szczurze – uśmiechasz się tym półuśmiechem i on się chyba orientuje, że robisz to specjalnie w taki a nie inny sposób. Może i ten starszy brat, widzi jakąś symbolikę w mimice i gestach, które macie identyczne. Może i on uważa, że w ten sposób dajecie sobie najlepiej do zrozumienia, jak bardzo jesteście ze sobą związani.

***
Stereotypowy stereotyp stereotypowego opowiadania o skoczkach. 
Dziękuję za uwagę, wstyd mi za ten rozdział i pomysł w ogóle.

4 komentarze:

  1. Kochana, jeśli tobie jest wstyd za ten rozdział i pomysł w ogóle, to co, przepraszam, ma powiedzieć taka ja Green o swoich wszystkich wypocinach, hę?
    No co?
    Nic nie mówić, zamknąć się w kącie i nie pokazywać ludziom na oczy nigdy więcej, o.
    Dotrze kiedyś do ciebie, jak wspaniała jesteś, Baranku? Znając ludzi upartych, będzie ciężko.
    Jak zwykle u ciebie, pełno jeszcze niedomówień. I to jest piękne, wiesz? Chce się wracać. Nawet nie to, że się chce. Trzeba wrócić, na kolejny rozdział, na kolejne słowo, i tak zaczynasz żyć tą historią, że kiedy ona nagle (i za szybko!) się kończy, nie wiesz, co ze sobą zrobić.
    Bo co zrobić, jak kończy się coś, czym się żyło?
    Nie wiem, jakie to stereotypowe opowiadanie o skoczkach. Pewnie jakieś moje. Stereotypowe i kiepskie.
    O twoim nie można powiedzieć niczego złego. Nie da się.
    To już jest cudowne, a, znając ciebie, będzie jeszcze lepsze.
    Chciałabym pisać w połowie tak dobrze, jak ty, Baranku.
    G.

    OdpowiedzUsuń
  2. jaki wstyd, ja protestuję.
    a poważnie, to spodobało mi się nazywanie bohatera "bohaterem" (i tu mam pewne wątpliwości, czy dobrego bohatera w cudzysłów ujęłam), bo to nadaje tajemniczości, ale takiej pozytywnej tajemniczości. że czytasz, bo masz nadzieję, że go poznasz. nie poznajesz go, więc czekasz dalej, by przekonać się który to się chowa pod tą prostą nazwą. ja przynajmniej tak mam i czekam. czekam czekam czekam i nie omieszkam się przypomnieć, gdybym długo rozdziału nie widziała.
    ale to wiesz.
    wiesz też, że piszesz fantastycznie i nie masz się czego wstydzić.
    kto jak kto, ale Baranek nie.
    uwielbiam Cię:*

    OdpowiedzUsuń
  3. hej, w twoim wykonaniu stereotypy nie mają znaczenia, bo twoje wykonania są takie oryginalne i świeże. Inne w tym jak najbardziej pozytywnym znaczeniu!
    Uwielbiam, gdy piszesz tak, gdy twoja narracja jest prowadzona w ten sposób. Kocham. Bardzo <3
    I powinno być ci wstyd za to, że ci teraz wstyd za ten rozdział. Bo nie powinnaś się go wstydzić! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra, dobra, jak Cię znam, to zaraz z tymi stereotypami skończysz i to, że się tak wyrażę, pewnie z przytupem, że nam się jeszcze odbije.
    A tak z innej strony patrząc, coś dziwnego widzę w tym rodzeństwie. Ona z jednej strony pewnie by go udusiła, gdyby tylko mogła, a z drugiej jednak tęskni.
    Chociaż jak sobie przeanalizuję moje kontakty z rodzeństwem, to mi wychodzi, że to jednak całkiem normalne jest.
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]
    [bkurek.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń