Wkraczasz do salonu
pełna złych przeczuć. Matka wita cię nadzwyczaj entuzjastycznie, chociaż gdy
rano robiłaś sobie kanapkę z serkiem topionym, wcale nie wydawała się być
szczególnie zainteresowana twoją obecnością. Oczywiście coś musiało się
zmienić. Zauważasz, że ojciec udaje się chyłkiem do pokoju z łóżkiem małżeńskim
i coś ci mówi, że będzie szukał cudacznego cuda, podobnego do tego, który
otrzymał brat. Ten zaś stoi w drzwiach z wyraźnym zamiarem nie ruszania się z
miejsca przez najbliższy tydzień. Prezentuje się wspaniale. Właściwie spod
naszywek sponsorów, wystaje tylko łepetyna. On także zaczyna cię intrygować.
Oni wszyscy poruszają się jakby w innej czasoprzestrzeni. Są czymś zaaferowani.
Widzisz to nawet w oczach spokojnego, opanowanego do granic możliwości bohatera.
Nie mówisz o nim
inaczej. Rzadko mówisz po imieniu. Jest bohaterem, gwiazdą, bratem, a gdy
rodzice nie słyszą – szczurem. Trzy pierwsze określenia zostają ci wpojone już
we wczesnym dzieciństwie, gdy najstarszy dzieciak zaczyna się interesować
MĘSKIM SPORTEM. Zawsze jest o te pół kroku przed tobą. Ale kocha cię może nawet
bardziej niż ty jego. Jesteś młodszą siostrzyczką, którą trzeba za wszelką cenę
chronić. Może dlatego, u szczytu popularności wyprowadza się z domu? Chce,
żebyś była wolna od kamer, komercji i plotek. Jesteś mu za to wdzięczna. Ale to
nie sprawia, że stajesz się obojętna wobec jego sukcesów. Nienawidzisz siebie za
tak pierwotną wadę, jaką jest zazdrość. Zazdrościsz mu tego, co osiągnął, tego,
jaką cenę za to zapłacił i tego jak wiele wycierpiał. Chcesz tego samego dla
siebie. Chcesz kiedyś usłyszeć „Tak. Jesteś cholernie utalentowana. Tak.
Zawdzięczasz to wyłącznie sobie. Tak. Osiągnęłaś tak wiele, że mogłabyś
dorównać swojemu bratu”. Jednocześnie wiesz, że to tylko i wyłącznie bujda, którą
wciskasz sobie przed każdym ruszeniem na trasę.
- Wytłumaczysz mi
ktoś, co się tu dzieje? – pytasz w przestrzeń. Mama zerka na swojego syna tak
znacząco, że zaczynasz się zastanawiać gdzie położyłaś aparat. Gdyby szyja mamy
była na sprężynce, teraz zwiedzałaby ogródek sąsiadów. Bohater też to zauważa.
Prawie niezauważalnie kiwa głową, jako że to na niego masz spojrzeć, bo tylko
on jest w stanie wyjaśnić ci całą tą zagadkową sytuację. Widzisz w jego oczach
coś, podobnego do wahania, potem jego miejsce zajmuje znudzenie, ale sekundę
przed wypowiedzeniem pierwszego słowa, oczy mu się śmieją.
- Zostałaś wybrana
– oświadcza, a mama omal nie mdleje z uciechy. Przypominasz sobie jak te same
słowa skierował do ciebie przed wyprowadzką. Wtedy miało to znaczyć coś na
kształt „dostajesz cały mój pokój, ale w zamian musisz zająć się mamą”. Wizja
przejęcia ,kolejnego pokoju, oznacza więc, że musisz się zająć i ojcem?
Napotkawszy twoje spojrzenie, wybucha śmiechem. Może wie, o czym pomyślałaś, a
może myśli o tym, o czym ty na pewno nie pomyślałaś i z tego się cieszy? Ojciec
wraca do salonu z walizką. Nic jak tylko wyrzucają cię z domu. Do tego wszyscy
tacy uśmiechnięci, a twój brat z trudem łapie hausty powietrza.
- Wybrana do …? –
zawieszasz głos.
- Do wyjątkowej
podróży. Nie uwierzysz, co nasz… - zaczyna świergotać rodzicielka, biorąc syna
pod ramię. Ten poważnieje i tłumaczy mamie, że woli ci to sam przekazać. Rusza
po schodach. W połowie staje i odwraca się, żeby stwierdzić, że nawet nie
drgnęłaś. Kiwa na ciebie dłonią. Postępujesz niepewnie do przodu. Wraca, chwyta
cię za dłoń i chichocząc ciągnie na piętro. To już przestaje być dziwne, a
zaczyna być chore.
- Posłuchaj mnie
uważnie Niunia – śle powalający uśmiech, który interpretujesz od lat tak samo.
Jako niewinną igraszkę w profesjonalnym połączeniu z mocno przesłodzonym
przezwiskiem. Bo kto w wieku 22 lat chce być dla starszego brata jakąś
niewyszukaną Niunią? Dla takiego brata można. Dla takiego brata, czasem chcesz
być tą Niunią, bez pojęcia o świecie rządzącym się własnymi prawami. Przy nim
zawsze, bez względu na wiek, tak właśnie się czujesz. Poza tym, nie chcesz
odbierać mu satysfakcji wynikającej z bycia starszym bratem. Przełykasz ten
moment. Jesteś z siebie dumna.
- Słucham
- Pamiętasz jak
żaliłaś mi się ostatnio przez telefon… - milknie widząc twoją minę. To przez
użycie wyrażenia „żalić się”. Ty nigdy się nie żalisz. Od razu się poprawia.
Wie, że akurat na tym punkcie jesteś strasznie wyczulona – Rozmawialiśmy o
twojej pracy. Tym reportażu. Pamiętasz. Ta super hiper ważna misja.
- No tak. Miałeś mi
załatwić parę krótkich wywiadów i ogólne rozeznanie… Przesłałam ci pytania i…
- Niunia. Tak sobie
stwierdziliśmy, że my to się na tym nieszczególnie znamy. I tak doszliśmy do
wniosku… Było trochę latania. Zaszło się tu i ówdzie. Nie chciałem ci tego
wcześniej proponować, bo jeszcze byś się nakręciła jak nie było nic pewnego. A
tu się udało. No i… i tak.
- Co tak?
- No. Pakuj
manatki.
- Ale że jak?
- Wspak. Do
walizki.
- Ale po cholerę?!
- Nie po cholerę.
Po reportaż dla tej swojej pieprzniętej przyjaciółki, która lubi wykorzystywać wszystkich dookoła, żeby jej przynajmniej korona z głowy nie spadła...Sama sobie zrobisz i będzie najlepiej. Jeszcze byś mnie miała
ochrzaniać? Dzięki bardzo. A tak to będziesz miała pretensję tylko do siebie.
Aaa. I jeszcze jedno.
- …
- Spaczenie
zawodowe nakazuje mi powiedzieć ostatni raz „Kocham Cię, Edith”, bo później nie
będę pewien twojego zdrowia psychicznego.
O tym, że nocleg
brata w rodzinnym domu, był pomysłem absurdalnie głupim, przekonujesz się, gdy
w każdym zakamarku pokoju teraz twojego, wcześniej brata, wala się popcorn,
przyniesiony przez samego zainteresowanego, w dobrej wierze. Jeżeli sądzi on,
że nadal jesteście w stanie usiedzieć obok siebie bez wojny na poduszki, to
jest w tak wielkim błędzie, że musisz go z tego błędu wyprowadzić. Wojna
dobiega końca, gdy do akcji wkracza mama uzbrojona w tłuczek, którym to
traktowała kotlety, a które to była zmuszona przestać traktować, ze względu na
wrzaski i trzaski dobiegające z pokoju na górze. Zbrojna interwencja pani domu
na dobre żegna konflikt. Kotlety wracają do łask i po kilku minutach, z kuchni
ponownie słychać monotonne tłuczenie. Wy, jako zgodne rodzeństwo wyzywacie się
jeszcze przez dłuższą chwilę i zaczynacie zbierać rozrzucone jedzenie. Idzie
wam średnio. Właściwie to wcale wam nie idzie, bo nie jesteście już głodni a
nie macie gdzie tego zbierać, bo tekturowe pudełeczko na popcorn, gdzieś się
zapodziało i nikt nie wie gdzie.
- Tęskni mi się za
tobą. Kiedy my się ostatnio widzieliśmy? – podejmuje temat. W połowie pytania
ląduje na połowie twojego łóżka. Nie protestujesz. Więcej. Włazisz na tą wolną
połowę i zaczynasz intensywnie myśleć nad zadanym pytaniem.
- W święta –
odpowiadasz po chwili. Nie przyznajesz się, że tobie też się czasem tęskni. Za
wszelką cenę chcesz pokazać, że nie jesteś dzieckiem i potrafisz znosić takie
coś jak dłuższe rozstanie ze starszym bratem. Ale na dłuższą metę, gdy jesteś
całe dnie sama... Gdy nie masz z kim pogadać wieczorami i gdy nie pomaga żadna
przyjaciółka…
- To teraz sobie
dłużej pobędziemy.
- Super –
odpowiadasz bez entuzjazmu. Szybko łapiesz się na tym, że on się naprawdę
postarał, żeby to załatwić. – Cieszę się. Cieszę się, Szczurze – uśmiechasz się
tym półuśmiechem i on się chyba orientuje, że robisz to specjalnie w taki a nie
inny sposób. Może i ten starszy brat, widzi jakąś symbolikę w mimice i gestach,
które macie identyczne. Może i on uważa, że w ten sposób dajecie sobie
najlepiej do zrozumienia, jak bardzo jesteście ze sobą związani.
***
Stereotypowy stereotyp stereotypowego opowiadania o skoczkach.
Dziękuję za uwagę, wstyd mi za ten rozdział i pomysł w ogóle.
Kochana, jeśli tobie jest wstyd za ten rozdział i pomysł w ogóle, to co, przepraszam, ma powiedzieć taka ja Green o swoich wszystkich wypocinach, hę?
OdpowiedzUsuńNo co?
Nic nie mówić, zamknąć się w kącie i nie pokazywać ludziom na oczy nigdy więcej, o.
Dotrze kiedyś do ciebie, jak wspaniała jesteś, Baranku? Znając ludzi upartych, będzie ciężko.
Jak zwykle u ciebie, pełno jeszcze niedomówień. I to jest piękne, wiesz? Chce się wracać. Nawet nie to, że się chce. Trzeba wrócić, na kolejny rozdział, na kolejne słowo, i tak zaczynasz żyć tą historią, że kiedy ona nagle (i za szybko!) się kończy, nie wiesz, co ze sobą zrobić.
Bo co zrobić, jak kończy się coś, czym się żyło?
Nie wiem, jakie to stereotypowe opowiadanie o skoczkach. Pewnie jakieś moje. Stereotypowe i kiepskie.
O twoim nie można powiedzieć niczego złego. Nie da się.
To już jest cudowne, a, znając ciebie, będzie jeszcze lepsze.
Chciałabym pisać w połowie tak dobrze, jak ty, Baranku.
G.
jaki wstyd, ja protestuję.
OdpowiedzUsuńa poważnie, to spodobało mi się nazywanie bohatera "bohaterem" (i tu mam pewne wątpliwości, czy dobrego bohatera w cudzysłów ujęłam), bo to nadaje tajemniczości, ale takiej pozytywnej tajemniczości. że czytasz, bo masz nadzieję, że go poznasz. nie poznajesz go, więc czekasz dalej, by przekonać się który to się chowa pod tą prostą nazwą. ja przynajmniej tak mam i czekam. czekam czekam czekam i nie omieszkam się przypomnieć, gdybym długo rozdziału nie widziała.
ale to wiesz.
wiesz też, że piszesz fantastycznie i nie masz się czego wstydzić.
kto jak kto, ale Baranek nie.
uwielbiam Cię:*
hej, w twoim wykonaniu stereotypy nie mają znaczenia, bo twoje wykonania są takie oryginalne i świeże. Inne w tym jak najbardziej pozytywnym znaczeniu!
OdpowiedzUsuńUwielbiam, gdy piszesz tak, gdy twoja narracja jest prowadzona w ten sposób. Kocham. Bardzo <3
I powinno być ci wstyd za to, że ci teraz wstyd za ten rozdział. Bo nie powinnaś się go wstydzić! <3
Dobra, dobra, jak Cię znam, to zaraz z tymi stereotypami skończysz i to, że się tak wyrażę, pewnie z przytupem, że nam się jeszcze odbije.
OdpowiedzUsuńA tak z innej strony patrząc, coś dziwnego widzę w tym rodzeństwie. Ona z jednej strony pewnie by go udusiła, gdyby tylko mogła, a z drugiej jednak tęskni.
Chociaż jak sobie przeanalizuję moje kontakty z rodzeństwem, to mi wychodzi, że to jednak całkiem normalne jest.
Pozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
[bkurek.blogspot.com]